Czy wyrok skazujący Jana Rokitę na przeprosiny Konrada Kornatowskiego jest dowodem na moralny upadek państwa? Czy mamy w Polsce wymiar niesprawiedliwości? Wszyscy zżymający się na słowa słynnego polityka, że były za mocne, odpowiedzą zapewne przecząco. A jednak powinni się chwilę zastanowić, gdzie tak naprawdę leży przyczyna ostrych sformułowań, jakich użył on pod adresem ówczesnego komendanta głównego policji. Według mnie jest nią najpierw zainfekowanie wymiaru sprawiedliwości śmiertelnym wirusem aparatu represji PRL, a później brak oczyszczenia po tym zatruciu. A jeśli Kornatowski spełni swoje zapowiedzi i wykupi przeprosiny w mediach na koszt Rokity, będziemy mieli do czynienia w Polsce z absurdem i hańbą, która okryje całe nasze państwo.
Służba Polsce Ludowej
Przypomnijmy krótko fakty. Sześć lat temu Jan Rokita nazwał Kornatowskiego „wyjątkowo nikczemnym prokuratorem, który hańbi polską policję”. Posiłkował się przy tym ustaleniami sejmowej komisji, którą kierował. Na podstawie jej badań oskarżył ówczesnego szefa policji m.in. o fabrykowanie dowodów w sprawie śmierci opozycjonisty Tadeusza Wądołowskiego.
Najwyższa pora pomyśleć, jak przeciwdziałać hańbie polskiego sądownictwie
To nie żadne „widzimisię” śledczego z komisji Rywina. To Sejm RP stwierdził, że kilkadziesiąt osób, na których działalność dowody znalazła „komisja Rokity”, nie powinno pełnić służby w wolnym państwie za swoje postępowanie w czasach komunistycznych.
Skoro Sejm tak wówczas uznał, to dlaczego sąd skazał polityka, który o tym fakcie przypomniał? Rokita stwierdził, że sąd nie był w tym przypadku niezawisły i żeby się o tym przekonać, wystarczyło uczestniczyć w rozprawach. Znów ważniejsze od dywagacji na temat ostrości tego stwierdzenia jest pytanie o naturę takiego stanu rzeczy. Odwołam się w tym miejscu do rodzinnej historii, która w skali Polski – moim zdaniem – ma znaczenie uniwersalne.