"Tak torturowano w Starych Kiejkutach" – głosi tytułowo nasza czołowa gazeta śledcza, a wcześniej i później zamieszcza dosłownie dziesiątki obszernych tekstów o tamtejszym straszliwym więzieniu, w którym oprawcy z amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej brutalnie łamali podstawowe prawa człowieka i obywatela, zadając psychiczne (tak!) cierpienia osobom podejrzewanym o morderstwa i terroryzm.
Mamy tu, na przykład, słuszną pryncypialną krytykę byłego komuszego premiera Millera i byłego komuszego prezydenta Kwaśniewskiego, którzy zdradziecko zrezygnowali z narodowej suwerenności poprzez oddanie polskich tajnych budynków pod władzę Amerykanów na zasadach eksterytorialnych; mamy wstrząsającą rozmowę ze sławnym profesorem Sandsem z londyńskiego University College, podczas której ten niekwestionowany światowy autorytet w dziedzinie europejskiej walki z terroryzmem opisuje struchlałym czytelnikom okropności, których dopuszczano się wobec bezbronnych więźniów; mamy satelitarne zdjęcia (wpisz: google earth) inkryminowanego kiejkuckiego ośrodka polskiego wywiadu na Mazurach z zaznaczonym położeniem budynków „A" oraz „B" (tak!), mamy słynną listę siedmiu pytań, na które nikt z polskich prominentów nie chce udzielić odpowiedzi zadawalającej redakcję; mamy...
Sęk (drobny sęczek?) w tym, że nie mamy żadnych, ale to absolutnie żadnych dowodów na prawdziwość powyższych tez, hipotez i opinii! Mogę od ręki (to tylko kwestia wierszówki) wyssać z palca lub wziąć z sufitu opisy „metod" znacznie bardziej szokujące od niewinnego polewania wodą, lecz gdzie są weryfikowalne dowody, że nawet polewanie wodą miało miejsce? Ba, że skarżący się mężczyźni w ogóle kiedykolwiek byli w Polsce? Mogę, oczywiście w imię interesu publicznego, wyjawić Państwu sekretne protokoły operacyjnych porozumień CIA-ABW na temat nocnego transportu zakapturzonych skutych osobników (trasa Guantanamo-Kiejkuty i z powrotem) – lecz jak prawdziwość mych słów sprawdzić? Mogę (a niech tam, ryzyk-fizyk) wskazać na terenie bazy w Kiejkutach znany mi z autopsji tajny budynek „C", a nawet ten najtajniejszy („FF"), lecz przecie od tych moich wysiłków demaskatorskich nie powstanie ani jeden dowód, który ostałby się przed prokuratorem, nie mówiąc już o niezawisłym sądzie...
Tak naiwnie wydawało mi się do wczoraj (24.07.14), kiedy to Europejski Trybunał Praw Człowieka jednomyślnie nakazał polskiemu rządowi wypłacić dwóm smagłolicym obcokrajowcom podejrzanym o międzynarodowy terroryzm po 100 000 euro tytułem odszkodowania za wyżej opisane jaskrawe pogwałcenia praw człowieka i obywatela. Wprawdzie były premier Miller natychmiast ocenił to orzeczenie jako niesprawiedliwe, bowiem oparte wyłącznie na medialnych plotkach, insynuacjach i pomówieniach – ale czy można wierzyć słowu komucha przeciw słowu Strasburga?
- Na ile w takim razie Trybunał wycenia cierpienie i śmierć tysięcy ludzi, którzy zginęli w Nowym Jorku, w Madrycie, w Londynie? – pytał rozgoryczony Miller. – Mam nadzieję, że polskie władze nigdy tej kwoty nie uiszczą...