Reklama
Rozwiń
Reklama

Robert Gwiazdowski: Diora wygrałaby z Sony?

W 30-lecie planu Balcerowicza ze zdumieniem czytam, jak Lewica z PiS i z różnymi wrażliwymi społecznie analitykami i naukowcami brną w narrację, że zrujnował on polską gospodarkę.

Aktualizacja: 18.12.2019 21:58 Publikacja: 18.12.2019 21:27

Robert Gwiazdowski: Diora wygrałaby z Sony?

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Przez te wszystkie lata wielokrotnie różniłem się z Balcerowiczem w wielu sprawach, takich jak uprzywilejowanie banków ustawą o szczególnym uregulowaniu stosunków kredytowych, zbyt długie utrzymywanie sztywnego kursu dolara, zrobienie z cen węgla „kotwicy inflacyjnej" (bo to pozostawiło górnictwo w okowach socjalizmu – w zasadzie do dziś), progresja podatkowa, podwyższanie kosztów pracy przez składki na ZUS, wprowadzenie OFE czy brak transparentności przy prywatyzacji i późniejsze jej powstrzymanie. Osobiście wprowadziłbym liniowy podatek dochodowy (teraz już bym go zlikwidował, ale wtedy dopuszczałem jego istnienie), ustanowiłbym równą emeryturę dla wszystkich, a wszystkie spółki wprowadziłbym na giełdę, w rękach państwa zostawiając tylko infrastrukturę.

Generalnie działania profesora uważałem za zbyt mało rynkowe i zbyt mało liberalne. Ale co zrobiliby jego dzisiejsi krytycy? Rozdali ludziom więcej pieniędzy? Messner i Rakowski rozdawali! Nic by nie sprywatyzowali? Polska Diora wygrałaby rywalizację rynkową z Sony, a Dębica z Goodyearem? Jak spłacilibyśmy długi Gierka? Byliśmy przecież bankrutem.

Gdyby Jarosław Kaczyński przejął w 1989 r. nie tylko „Express Wieczorny", ale też całą gospodarkę, jak to się stało w 2015 r., to co takiego by zrobił, żeby była ona w lepszym stanie, niż dziś jest spółka Srebrna?

Z kolei Adrian Zandberg wrócił wtedy z Danii. To, co zobaczył, mogło mu się wydać koszmarem – te łóżka polowe i szczęki rozstawione na ulicach, tłum ludzi cisnący się do McDonald's przy Marszałkowskiej czy centrum King Cross przy Grochowskiej. Bo przecież wcześniej nie mogło być źle, skoro był socjalizm i rządzący gospodarką posługiwali się książkami Marksa. Pan Adrian miał wówczas raptem 10 lat, więc pomysłów na to, jak nie dać niszczyć gospodarki kapitalistom, miał prawo jeszcze nie mieć. Za to jego koalicyjny kolega – Włodek Czarzasty – miał już pewnie jakiś plan w zanadrzu, skoro dziś tak krytykuje ten Balcerowicza.

Ale po co były Okrągły Stół i wybory czerwcowe? Przecież po wprowadzeniu stanu wojennego nic nie stało na przeszkodzie, żeby zrobić takie reformy jak Xiaoping w Chinach. O takich, jakie zrobił Pinochet w Chile, nie odważę się wspomnieć. Czyżby generałowie Jaruzelski z Kiszczakiem w drodze spisku zawiązanego w Magdalence oddali gospodarkę w pakt swoim tajnym współpracownikom, żeby oni ją rozkradli i jakoś się z nimi podzielili? Litości!

Reklama
Reklama

Autor jest adwokatem,  profesorem Uczelni Łazarskiego  i szefem rady WEI

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Grawitacji nie ma!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Zbrojenia? Konkurencja, głupcze
Opinie Ekonomiczne
Henryk Zimakowski: Kiedy LOT odzyska samofinansowanie?
Opinie Ekonomiczne
Cezary Szymanek: Gospodarka, głupcze. Dwa lata od wyborów z 15 października
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Opinie Ekonomiczne
Prof. Adam Noga: Ten Nobel z ekonomii był oczekiwany od dawna
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama