Ponieważ to bajka, nikt w rządzie Mateusza Morawieckiego nie bierze jej sobie do serca. Jak każdy rząd, sam woli raczej opowiadać ludziom bajki, niż ich słuchać. Podobnie było w przypadku poprzedników różnej proweniencji. Dość rzec, że od czasu transformacji gospodarczej w Polsce, a więc od prawie 30 lat, nie było jeszcze roku z nadwyżką w finansach publicznych. Wyborcy trzeba się przypodobać, a nawet go kupić, choć, jak mawiała Margaret Thatcher, „podobanie się wszystkim nie jest zajęciem dla polityków".
Po wstępnym projekcie budżetu na 2019 rok, który przedstawił we wtorek rząd, widać, że polskim politykom nie jest po drodze ani z La Fontaine'em, ani z Thatcher, choć ta ostatnia ma przecież niesłychane poważanie po prawej stronie sceny politycznej. Co z tego, że zaplanowany deficyt finansów publicznych jest trochę niższy niż planowany na ten rok, skoro znów mamy manko. Deficyt w wysokości 1,8 proc. PKB może wydawać się umiarkowany. To w końcu poniżej wymaganych traktatem z Maastricht 3 proc., ale to za dużo w sytuacji, kiedy duża część państw Unii, jak choćby nasi sąsiedzi Niemcy czy Czesi, notuje pokaźne nadwyżki wpływów nad wydatkami. Po prostu w Europie mamy dawno nienotowaną koniunkturę gospodarczą, stąd też i wzrost wpływów podatkowych. W Polsce dodatkowo wzrost tych wpływów jest jeszcze wyższy za sprawą bardzo słusznej polityki uszczelniania systemu podatkowego.
Co robi polski rząd w tak sprzyjającej sytuacji? Niestety, dalej jedzie na deficycie, czyli zadłuża państwo na koszt przyszłych pokoleń Polaków. To efekt braku reform finansów publicznych i rozbuchanych wydatków socjalnych. Nie tak dawno premier Morawiecki chwalił się, że wzrosły one trzykrotnie w porównaniu z wydatkami poprzedników z koalicji PO–PSL.
Zamiast chwalić się wydatkami w lepszych czasach, powinniśmy gromadzić zapasy na czasy gorsze, tak jak mrówka z bajki La Fontaine'a. By w razie spowolnienia gospodarczego móc zastosować politykę antycykliczną, np. inwestować wtedy więcej (obecne skumulowanie inwestycji w czasie koniunktury przyniosło opóźnienia i dramatyczny wzrost kosztów). Mając taką finansową poduszkę, bylibyśmy na pewno bezpieczniejsi, gdyby przyszedł kryzys.
Na razie zabawa trwa, rządzący cieszą się z korzystnych sondaży, co jeszcze bardziej ugruntowuje ich w krótkowzrocznej polityce. Ale zima prędzej czy później nadejdzie.