Winiety, czyli opłaty za korzystanie z rodzimych tras przez samochody ciężarowe, ostatecznie pozostają, chociaż ich zniesienie było jeszcze przed wakacjami jednym z istotnych projektów obecnej władzy. Ale kompromis – podniesienie ich cen – dalej nie podoba się transportowcom.
To prawda, że obecna sytuacja nie sprzyja branży. Coraz niższe ceny frachtów, drogie paliwo, spadek zamówień – to wszystko sprawia, że firmom transportowym nie żyje się tak znakomicie, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Ale system winietowy, z którego wpływy w większości trafiają do kieszeni operatorów niespełna 250 kilometrów płatnych autostrad za to, że ciężarówki mogą po nich jeździć za darmo, jest po prostu niesprawiedliwy. Pieniądze, które w zamyśle miały służyć remontom dróg, a więc wszystkim, służą dziś dwóm grupom wybranych.
Jest jednak druga strona medalu – także rozwiązanie, w którym przewoźnicy płacą wyłącznie za przejazd po 250 kilometrach autostrad, a po reszcie dróg poruszają się bezpłatnie, jest nie do przyjęcia. Z ogromnego ruchu tirów nie mogą korzystać wyłącznie koncesjonariusze. Prawda jest taka, że po raz kolejny przespaliśmy moment, w którym trzeba było zająć się budową systemu automatycznego myta, który działa już w ościennych krajach. U nas, jeśli się uda, ruszy dopiero od 2011 r.
Na rozwój polskich dróg powinni łożyć wszyscy ich użytkownicy. Potrzeby są bowiem tak wielkie, że nawet ogromne pieniądze z Unii to kropla w morzu potrzeb. Utrzymanie winiet niewiele tu pomoże. Dlatego nie chciałbym teraz słyszeć narzekań transportowców na stan naszej infrastruktury. Byłoby to nie fair.