Nie jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić, czy Telekomunikacja Polska rzeczywiście powinna zapłacić duńskiej firmie DPTG 1,6 mld zł. Nie wiemy dokładnie, co zapisano w umowie z 1991 r. Nie wiemy, czy faktycznie można ją podważyć. Nie wiemy, czy Duńczycy właściwie naliczają swoje należność. Nie wiemy, czy działali w dobrej wierze, czy tylko chytrze akumulowali wierzytelności. Nie wiemy, czy TP kiedykolwiek podjęła próbę polubownego załatwienia sporu. Ale nie dziwimy się, a przynajmniej ja się nie dziwię że zarząd TP nie zamierza lekką ręką wydać 1,6 mld zł na pierwsze wezwanie oponenta.
Niech sprawa trafi do polskiego sądu, niech ten zacznie ją wertować na wszystkie strony. Wszyscy będziemy od tego mądrzejsi. Łącznie z zarządem TP, który dzisiaj po 19 latach może mieć kłopot z dotarciem do meritum sporu. Może i z Duńczykami da się w tym czasie dogadać, ku radości TP i jej akcjonariuszy. Może lepiej im zapłacić i rozwiązać rezerwy, które wpływają na wynik TP Koniec końców, tylko korzyść spółki powinna kierować działaniami jej zarządu. Pouczający jest przykład sporu o akcje PZU. W pewnym momencie Eureko zrezygnowało ze wszystkich swoich racji, które przez lata zdawały się niepodważalne, i poszło na ugodę. Bo po prostu potrzebowało pieniędzy. Historia czasem lubi się powtarzać.