Ostatnio okazja ku temu była np. po publikacji zaskakująco dobrych danych o wzroście gospodarczym w II kwartale. Premier występuje na konferencji z mapą za plecami, na której na tle Polski widać zaznaczone na zielono rosnące słupki, telewizje pokazują, naród oddycha z ulgą, że globalny kryzys, którym zewsząd straszą ekonomiści, nas nie dotyczy. Słowem, mistrzostwo świata w autopromocji, dodajmy uczciwie – niepozbawionej podstaw, bo sytuacja naszej gospodarki na tle wielu innych krajów Europy głęboko pogrążonych w kryzysie rzeczywiście wygląda dobrze.
Szkoda tylko, że te optymistyczne hasła tak skutecznie sprzedawane w kraju jakoś chyba nie trafiają za granicę. Prognozy mówią bowiem o spadku zainteresowania światowych koncernów inwestowaniem w Polsce.
Może urzędnicy odpowiadający za promocję zagraniczną powinni poduczyć się trochę sztuki piaru mistrzowsko opanowanej przez swojego pryncypała. Mamy w końcu jeden z najsilniejszych wzrostów gospodarczych na kontynencie, a inwestycje stają. Bo jeśli nie o piar tu chodzi, to odpowiedź może być tylko jedna. Menedżerowie zagranicznych koncernów przewidują, że globalny kryzys dotknie również polskiego rynku, a popyt wewnętrzny, jeden z głównych motorów naszego wzrostu, gwałtownie osłabnie. Nie warto więc otwierać nowych fabryk, z których wychodzić będą telewizory, pralki, samochody, bo nie będzie miał ich i tak kto kupić.
Pozostaje mieć nadzieję, że w przypadku spadku zainteresowania inwestycjami chodzi jednak przede wszystkim o ten nieskuteczny piar.