Kryzysy zaczynają się wtedy, kiedy są najmniej oczekiwane. Tak było i w 1929 r., i w 2008. Warta przytoczenia jest słynna wypowiedź znakomitego amerykańskiego ekonomisty Irvinga Fishera, że rynek akcji osiągnął wysoki, stabilny poziom. Było to na kilka miesięcy przed krachem 1929 r.
Mówimy oczywiście o kryzysach finansowych, gdzie każdy następny jest inny od poprzedniego, ale wszystkie mają jeden wspólny element: masowe załamanie zdolności do spłacania kredytów. Keynes określał to nieco mniej plastycznie, jako drastyczny spadek krańcowej efektywności kapitału.
Obecna sytuacja na rynku energii (ropy i gazu), chociaż powszechnie określana jako kryzysowa, z klasycznym kryzysem ma niewiele wspólnego. Jedyny kryzysowy aspekt, jaki można jej przypisać, wynika z jej nieoczekiwanego charakteru. Kryzys ma zatem podtekst bardziej psychologiczny niż finansowy, przynajmniej w punkcie wyjścia.
Cena w górę, cena w dół
To, co się wydarzyło na rynku ropy i gazu, warto prześledzić w dłuższej perspektywie czasu. Zacznijmy od ogólnej obserwacji, że cena ropy od wielu lat wykazywała tendencję zwyżkową, aż w lipcu 2008 r. wylądowała na chwilę w okolicy 140 dol. za baryłkę.
Na chwilę, bo w krótkim czasie zaczęła gwałtownie spadać, by otrzeć się o 38 dol. w lutym 2009, mocno odbić od dna i osiągnąć nowy szczyt 112 dol. w kwietniu 2011 r. Wtedy kolejna zmiana trendu i spadek do poziomu 78 dol. we wrześniu 2011 r., mocne odbicie w górę do 104 dol. w lipcu 2014, stąd spadek do dzisiejszego poziomu 55 dol.