Najgłośniejszym jest oczywiście przetarg śmigłowcowy, ale na horyzoncie jest kolejny – chyba jeszcze poważniejszy.
O czym mowa? O programie „Orka", w ramach którego za bagatela 9 mld złotych mamy kupić trzy okręty podwodne. Zakup jest niezwykle istotny z punktu widzenia naszych zobowiązań sojuszniczych. Suma jest spora, oczekiwania także, warto więc zawrzeć kontrakt z korzyścią dla gospodarki – czyli wybrać oferenta, który zaproponuje najwięcej tzw. offsetowych dodatków. Wokół tego programu w ciągu ostatnich kilku lat powstało wiele koncepcji. Poprzednie kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej nie umiało się zdecydować, czy kupić cały system, a więc okręt i pociski manewrujące, czy też podzielić te zakupy na dwa osobne programy. Były oskarżenia o faworyzowanie opcji niemieckiej, o korupcję albo dochodziło do kompletnej zmiany założeń. Wygląda zresztą na to, że w końcu zwyciężyła koncepcja jednoczesnego zakupu okrętów wraz z pociskami manewrującymi, dzięki którym mielibyśmy w ręku oręż odstraszania, bo te pociski mogą być wystrzeliwane na duże odległości.