Pomysł, by sprowadzać energię elektryczną z elektrowni atomowej dedykowaną linią energetyczną, traktuję jako pewne ćwiczenie intelektualne. To zresztą nie pierwsza taka propozycja. Kilka lat temu prąd z ukraińskiej elektrowni atomowej Chmielnicki próbował sprowadzać nieżyjący już Jan Kulczyk. Miała na to pozwolić linia przesyłowa 400 kV, którą 30 lat temu poprowadzono z siłowni do Rzeszowa, ale do dziś nie została uruchomiona. Kulczyk planował nawet współfinansowanie budowy kolejnych bloków. Z planów nic nie wyszło, bo jeszcze za czasów rządów PO–PSL Polska nie była zainteresowana budową takiego połączenia.