Załóżmy, że Elon Musk naprawdę chce przejąć Twittera z troski o los debaty publicznej, fundamentu demokracji. Ma więc rację, mamy problem. Prywatni cenzorzy nie mogą mieć tak przemożnego wpływu na wymianę myśli w demokratycznej debacie. Ale czy powrót do pełnej wolności we współczesnym internecie na pewno jest tym, czego potrzebujemy?

Eksperci ostrzegają, że w świecie technologii stoimy u progu podobnego kryzysu, jakiego w ostry sposób doświadczamy w sferze ekologii. Nasz system społeczny nie wytrzymuje tempa zmian cywilizacyjno-technologicznych. Mierzymy się z upadkiem niezależnych mediów, uzależnieniem ludzi od informacyjnych bodźców, zanikiem krytycznego myślenia. I coraz wyraźniej widzimy, że media społecznościowe nie mogą być żadnym lekarstwem na te choroby, bo to one są ich nosicielem.

Potrzeba systemowych rozwiązań, rewolucji. Bo wyzwania nie ograniczają się tylko do cenzury. Problemem jest cały model biznesowy, który wypracowały wielkie platformy, a w którym to my, błędnie nazywani użytkownikami, jesteśmy tak naprawdę produktem. Internet miał naprawić niedostatki mediów tradycyjnych, ale lekarstwo już dawno okazało się gorsze od choroby.

Problem z rozwiązaniami Elona Muska jest podobny jak z tymi Janusza Korwin-Mikkego. Są zbyt proste, a współczesny świat zbyt skomplikowany. Szczególnie świat tak zaawansowany technologicznie, jak media społecznościowe. Jeśli Musk chce być uważany za wizjonera, niech zaproponuje godne tego miana rozwiązanie. Bo brak moderacji światowego forum w dobie walki z rosyjską dezinformacją to naprawdę pomysł godny Korwin-Mikkego.

Czytaj więcej

Wrogie przejęcie Twittera? Elon Musk wykłada 43 mld dol.