Oczywiście ich możliwości ruchu będą znacznie większe, ale niektóre działania naszych urzędników mogą przypominać to, co robi w filmie imigracyjny biurokrata Frank Dixon – maksymalnie utrudniać i uprzykrzać życie. Jest jeszcze jedna różnica – w naszym przypadku wynika to z kompletnego braku umiejętności strategicznego planowania, a nie złośliwości. Na jedno wychodzi – mieszkańcom wielu regionów Polski na pewno w najbliższym czasie trudno się będzie wyrwać ze swoich miast.
Dlaczego Lublin? Bo to akurat przypadek kliniczny. Trwa bowiem budowa trasy ekspresowej S17, a niebawem ruszy dodatkowo remont linii kolejowej, co sprawi, że pociągi pojadą objazdami, a część z nich w ogóle przestanie kursować. Wydaje się, że tak poważne inwestycje powinny być planowane z wyprzedzeniem. W sytuacji idealnej można by sobie wyobrazić, że najpierw, jeszcze w poprzedniej perspektywie finansowej, remontuje się linię kolejową, a gdy ta zostanie skończona, budowlańcy zabierają się za drogę. Podobnie było w ubiegłym roku z Białymstokiem, gdy na czas remontu fragmentu linii kolejowej do Warszawy wstrzymano na niej ruch, a jednocześnie w najlepsze rozkręcała się budowa trasy S8. Zwłaszcza w przypadku inwestycji kolejowych opóźnienia są tak duże, że jeśli uda się wreszcie jakąś rozpocząć, nie ma znaczenia, co się dzieje wokół. Trzeba remontować, bo inaczej przepadną unijne dotacje.
Przecież są to potrzebne inwestycje, dzięki którym będzie się nam żyło lepiej i wygodniej – powiedzą obrońcy tego bałaganu. To prawda – odpowiem. Ale wszystko można zrobić z większym lub mniejszym wyczuciem, zwracając uwagę nie tylko na przyszły, ale i obecny komfort ludzi, którzy chcą bądź muszą się przemieszczać. Bo w tym akurat przypadku ważniejsze jest to, jak się zaczyna, a nie jak kończy.