Polskę i Francję od wieków łączą ścisłe więzi. Nasze elity mówiły po francusku i chętnie oglądały się na Paryż. Adam Mickiewicz obruszał się nawet, że „co Francuz wymyśli, to Polak polubi" i była to tyleż przygana, co obserwacja. Nie wynikało to wyłącznie z fascynacji, lecz przede wszystkim z twardych, niezmiennych wymogów geopolityki. Francja zawsze potrzebowała sojusznika między Niemcami a Rosją, zaś Polska – mocnego przyjaciela na niemieckiej flance. Tak było od zawsze i tak jest obecnie.
Z medialnego zgiełku wyłania się wizja obecnych relacji polsko-francuskich targanych konfliktami. Fakt – ostatnio drogi się nieco rozeszły. Francuzi mają pretensje do Polski o złe rozegranie sprawy śmigłowców Caracal. Koncern Airbus, producent śmigłowców, zapowiedział, że pozwie państwo polskie o odszkodowanie za zerwanie rozmów. Podniosło się larum, że oto oburzona Francja znowu nas chce stawiać do kąta. Jednak sprawy nie do końca mają się tak, jak się wydaje. Sęk w tym, że Airbus to nie jest Francja tylko... koncern międzynarodowy kontrolowany przez Niemców. Do rządu Francji należy jedynie 11 proc. akcji koncernu, zaś to nasi sąsiedzi zza Odry zajmują kierownicze stanowiska, szczególnie po reorganizacji przeprowadzonej przez niemieckiego prezesa Airbusa Thomasa Endersa. To ciekawa postać. Zdarza mu się zabierać głos w sprawach odległych od piastowanej funkcji, na przykład, gdy przestrzega przed eurosceptyczną partią Alternatywa dla Niemiec (AfD), gdyż ta „stoi w w prawie absurdalnej opozycji do wszystkiego, co jest ważne dla Airbusa: Europy, nowoczesności, cyfryzacji, globalnej mobilności, ponadnarodowego charakteru, Euro, multikulturowości". Zaskakujące słowa, tym bardziej, że cele ideologiczne bardzo rzadko są zbieżne z biznesowymi.
Niemiecki Airbus wbija nam szpilę, a odium spada na Francję. To bardzo wygodne w sytuacji, gdy Francja z niepokojem patrzy na gospodarczą hegemonię Niemiec oraz gdy Berlin egoistycznie łamie zasady solidarności w polityce energetycznej poprzez gazowy pakt z Rosją. To również bardzo na rękę Niemcom konkurującym z Francją na polskim rynku. Także na rynku bezpieczeństwa.
Papierkiem lakmusowym relacji w Trójkącie Weimarskim jest program zakupu przez Polskę okrętów podwodnych, gdzie do wyścigu stanęły Niemcy, Francja i Szwecja. Oferta francuskiej Naval Group jako jedyna zawierała sprawny (niemieckie U-booty są ciągle trapione awariami zaś szwedzki projekt istnieje na papierze), supernowoczesny i wyposażony w rakiety manewrujące okręt. Niedawno doszło do lekkiego spięcia Paryża z Berlinem, gdy się okazało, że niemiecki oferent kusił Polskę możliwością integracji francuskiej rakiety z niemieckim okrętem.
- Nie ma mowy, aby transfer kluczowej francuskiej technologii był oferowany na platformie innej, niż francuska – odparł stanowczo Paryż jednoznacznie komunikując, że tylko jego oferta jest kompletna oraz powiązana z transferem strategicznego know-how dla Polski.