Konsekwencją nakręcenia koniunktury jest to, że mieszkania w Warszawie są droższe niż w Montrealu, Monachium, Szanghaju, Frankfurcie czy Dubaju. Dziś przedstawiciel dewelopera jest już w stanie nawet pofatygować się do klienta. Poświęcić mu mnóstwo czasu, przedstawić dokładne projekty, a co najważniejsze – jest gotowy do negocjacji cenowych. Bardzo dobrze, bo sytuacja na rynku mieszkaniowym w ostatnich dwóch latach do normalnych nie należała. Przyznają to nawet sami bankowcy, którzy na budowie mieszkań jednak sporo zarabiają. Udzielają kredytów nie tylko deweloperom, ale także tym, którzy od nich mieszkania kupują.

Koniunktura na rynku mieszkaniowym się pogorszyła i bankierzy zaczęli wymagać od deweloperów więcej. Żeby lepiej przygotowywali się do inwestycji, mieli sprawdzonych wykonawców czy mogli się pochwalić większą przedwstępną sprzedażą. Zyskają na tym sami klienci, którzy kupią lepiej wykonane mieszkanie za niższą cenę. Dziś, żeby sprzedać więcej i szybciej – a tego wymagają banki – trzeba zaoferować atrakcyjną cenę.

Skomentuj na blog.rp.pl