[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/08/29/jeremi-jedrzejkowski-trudny-test-wiarygodnosci/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Wciąż za łatwo przychodzą słowa rzucane mediom z zamysłem budowania chwilowego wizerunku. Zazwyczaj podobne deklaracje i ich ewentualne skutki są na tyle oddalone od siebie, że zarzucane kolejnymi społeczeństwo już o losie poprzednich nie pamięta. Jednak tym razem ze względu na niefortunnie napięty kalendarz wpadki nie dało się zatuszować. W środę rzecznik rządu zapowiedział, że możliwe są jeszcze w tym tygodniu rozmowy z Katarczykami w sprawie kupna stoczni. W czwartek rano minister skarbu zaprzeczył, jakoby takowe były planowane. Tymczasem już w piątek się okazało, że jednak do nich doszło – jeszcze w czwartek wieczorem.

Rozumiem, że sprawy toczą się wartko, sprawa bardzo poważna, ale epokę umyślnych posłańców i gołębi pocztowych mamy już za sobą. Tego typu sprzeczne informacje nie powinny z rządu wypływać. Co więcej w cieniu tej sprawy jest inna, mniej widowiskowa, w której też dominuje myślenie życzeniowe. Chodzi o obligacje Katowickiego Holdingu Węglowego. Najpierw termin ich emisji upłynął z końcem czerwca. Potem – z zamierzeniem uwiarygodnienia informacji – w podawanie kolejnych, które też sobie niepostrzeżenie mijają – włączyło się Ministerstwo Gospodarki.

A co na to premier, który swoich ludzi powinien rozliczać też z niespełnionych zapowiedzi. W piątek podtrzymał słowa z lipca o odwołaniu ministra skarbu, jeśli do sprzedaży stoczni nie dojdzie. Czy też o nich zapomni?