[b][link=http://blog.rp.pl/jablonski/2009/10/22/socjalizm-w-polskiej-energetyce/] Skomentuj na blogu[/link][/b]
Jego klienci natychmiast zaczęliby kupować pieczywo u konkurencji. Przenoszenie na ceny kosztów planów producenta w wolnej gospodarce kończy się katastrofą.
Za socjalizmu ta zasada nie obowiązywała. Wtedy większość pieczywa piekły piekarnie molochy, ale ceny ustalała administracja państwowa. Niestety, tak jest do dziś w polskiej energetyce. Tworzy ją kilka supergrup produkujących i sprzedających prąd, ale poziomu cen dla detalicznych odbiorców zasadniczo powinien bronić Urząd Regulacji Energetyki. Niestety, to właśnie w tym urzędzie urodził się co najmniej dziwny pomysł, by zezwolić tym wielkim producentom na podniesienie cen w zamian za obietnicę budowy nowych bloków produkujących energię.
Oczywiście Polska bardzo potrzebuje wielkich inwestycji w energetyce. Wydatki na ten cel w najbliższych latach powinny wynieść grubo ponad 100 miliardów złotych. Ale tego nie powinni płacić klienci. To jest zadanie dla producentów prądu i ich właścicieli.
Produkcja energii w warunkach rosnącego popytu to bardzo dobry interes. Wystarczy spojrzeć na wielkie zyski naszych grup energetycznych. One mają jak zebrać pieniądze na inwestycje. Jeśli nie mają własnych, to niech pożyczą lub wypuszczą obligacje czy akcje. Niestety, większość z nich to państwowe firmy, z których słabnący budżet ciągnie zbyt duże dywidendy i jednocześnie nie godzi się na emisje akcji, które ograniczyłyby jego władzę. Tylko dlaczego za te problemy mają płacić klienci elektrowni?