Ale też i nie mieliśmy wcześniej do czynienia z sytuacją, w której prezes ogromnej spółki górniczej nie uczestniczył w ostatniej fazie mediacji z grożącymi strajkiem związkowcami, bo wiszą nad nim zarzuty korupcyjne. Łapówkarska afera, która zbiera właśnie swoje niechlubne żniwo na Śląsku, nie pomagała w rozmowach. Trudno przekonywać związkowców, że trzeba zaciskać pasa, a nie upominać się o podwyżki, bo branża nie wyszła jeszcze na prostą, gdy prokuratura oskarża o branie łapówek kilku największych górniczych tuzów. Sprawy korupcyjne zawsze źle rzutują na wizerunek firmy czy sektora. Gorzej, że tym razem zderzają się z protestem, wobec którego trzeba było grać twardo. To trudne, gdy za plecami czeka prokurator. I związkowcy wygrali.

Trzeba przyznać, że potężne państwowe holdingi górnicze dysponują ogromnymi pieniędzmi. Miliardy przepływając przez spółki i grupy kapitałowe, rodzą pokusę, której mogą ulec nawet ci znajdujący się na szczycie korporacyjnej hierarchii. Odwlekana prywatyzacja górnictwa sprzyja patologiom – prywatny właściciel, kimkolwiek by był, zdecydowanie częściej i skuteczniej patrzy na ręce szefom swoich firm, choć i tam zdarzają się gorszące sytuacje.

Śląska afera pokazuje, że górnictwo, w którego ratowanie wpompowano  dotąd miliardy, trzeba jak najszybciej sprywatyzować. Wtedy o wynagrodzeniach będzie decydował rachunek ekonomiczny, podobnie jak o liczbie miejsc pracy i zamykaniu nierentownych zakładów. Ale w zamian górnicy będą mogli liczyć na akcje pracownicze i uczciwe premie, jeśli naprawdę będzie je z czego i za co wypłacać. Kopalniane budżety nie zawsze się domykają. I w tym akurat przypadku kwestia łapówek nie ma nic do rzeczy.