Tymczasem nasze lokalne przedsiębiorstwa wciąż przywiązują niedostateczną wagę do dbania o rozwój swoich pracowników. Studentów i absolwentów większość z nich traktuje jak zło konieczne i tanią siłę roboczą. Ponad 60 proc. młodych Polaków ma więc czasowe umowy o pracę – jest to jeden z najgorszych wyników w Unii. Nasze państwo wciąż się temu biernie przygląda. Trudno się więc dziwić, że najlepsi absolwenci wyjeżdżają do pracy za granicę.

Tego exodusu nie da się zahamować na przykład metodami, jakie zasosowano w ostatniej walce z kibicami. Chuliganom można zamknąć stadiony, ale studentów nie zatrzyma na granicy żaden szpaler policjantów. Chodzi przecież o to, by wyjeżdżali, ale później do Polski wracali. Ba, nie tylko żeby chcieli to zrobić sami, ale i byli namawiani przez swoje rodziny.

Państwo koniecznie musi wreszcie zacząć działać. Zaczynając od prawdziwej, nowoczesnej polityki prorodzinnej. Bo w Polsce w porównaniu z Wielką Brytanią czy Niemcami nie opłaca się zostać matką. Firmy zaś muszą wprowadzić przejrzyste zasady awansu i wynagrodzeń.

Konkurencyjność gospodarki to już od dawna nie tylko niskie podatki i klarowny sposób prowadzenia biznesu, ale przede wszystkim wykształceni ludzi. Zgodnie z najnowszymi statystykami ponad 20 proc. uczestników polskiej emigracji od roku 2003, czyli epoki wchodzenia Polski do Unii Europejskiej, stanowiły osoby z wyższym wykształceniem. Nie możemy się do nich odwracać plecami.