Pokazuje ona z jednej strony, że Polacy dobrze pamiętają nieuczciwe zagrania państwa i wyciągają z tego właściwe wnioski. Z drugiej zaś, że udana realizacja PPK będzie wymagać sporo wysiłku i zachodu.
W sondzie zapytano pracowników firm zrzeszonych w Pracodawcach RP, czy oszczędzali oni w otwartych funduszach emerytalnych (OFE)? Czy ufają PPK? Czy zamierzają w związku z tym zwiększyć wysokość składki lub być może zrezygnować z udziału w programie? Niemal 80 proc. pytanych było w OFE. I niemal tyle samo wykazało brak zaufania do PPK!
Powiedzieć, że „to daje do myślenia", to nic nie powiedzieć. Eksperci już wiele miesięcy temu ostrzegali. Na powodzeniu PPK może położyć się cieniem historia OFE i trzeba temu zaradzić. Drugorzędne znaczenie ma w tym wypadku to, czy Fundusze były udaną koncepcją czy nie. Uczestnicy OFE byli przeświadczeni, że wreszcie odkładają pieniądze na własną emeryturę. W 2013 roku doszło do tzw. I rozbioru OFE. Już wtedy pojawiły się obawy, że obywatele odbiorą to jako „szwindel" i tego nie zapomną. Gdy teraz rząd proponuje kolejny program oszczędzania, od razu węszą podstęp.
Świadczy to dobrze o naszym społeczeństwie. Nie jesteśmy bezmyślną masą, która nie potrafi wyciągać wniosków z własnych doświadczeń. Pamięć o „pierwszym rozbiorze OFE" to jednak kłopoty na drodze do sukcesu. Aby PPK dały spodziewane efekty, uczestnictwo w nich musi być masowe. Trzeba więc dodatkowej pracy, by udowodnić Polakom, że to coś bardziej pewnego niż OFE.
To ważna lekcja dla rządzących oraz tych wszystkich, którzy kształtują przyszłość naszego kraju. Jeśli chce się coś ze społeczeństwem wspólnie zbudować, nie można go traktować przedmiotowo. PPK to ledwo przygrywka. Chodzi o cały system emerytalny. Wymaga on bowiem bardzo głębokiej przebudowy. Wręcz przeorania. Nie ma szans, żeby funkcjonował prawidłowo wobec zmniejszającej się liczby osób pracujących i rosnącej emerytów. Konsekwencja tego to drastyczne zmniejszenie świadczeń emerytalnych lub zawalenie się budżetu pod ich ciężarem. To wybór między dżumą a cholerą.