Dałoby to pewnie w przyszłości lepszy efekt gospodarczy niż 500 mld złotych inwestycji zapowiedzianych na najbliższe lata przez premiera Tuska. Obawiam się jednak, że moje marzenia się nie spełnią. Nie dlatego, że nikt nie będzie uczył dzieci gospodarki, ale dlatego, że sami nie chcemy się uczyć.
Pomijam oczywiście tych, którzy prowadzą własną działalność gospodarczą i wiedzą, że pieniądze trzeba „robić", bo same się nie „zrobią". Wiedzą też, że pieniądze mają nam służyć, a nie być celem samym w sobie. To jednak zdecydowana mniejszość naszego społeczeństwa. Ale pieniądze mogą robić wszyscy. Na czym zatem polega to w przypadku statystycznego Kowalskiego? Na planowaniu, na oszczędzaniu, na szanowaniu małych sum.
Ale statystyczny Kowalski mówi: nie, mam to w nosie – i szybko znajduje sobie banalne wymówki. Bez planu nie dojdziemy tam, gdzie chcemy. A przecież wystarczy popatrzeć na to, co dzieje się, gdy bez listy zakupów idziemy do sklepu. Zawsze wydajemy więcej niż z nią. A co się dzieje, gdy na zakupach jesteśmy głodni? To jednak tylko drobna sprawa. Przełóżmy to na poważniejsze kwestie i postarajmy się zrozumieć, co daje nam planowanie.
Nie oszczędzamy, bo oszczędność jest przez nas utożsamiana ze skąpstwem, a skąpstwem przecież się brzydzimy. Wciąż wolimy żyć zgodnie z przysłowiem „zastaw się a postaw się". Nie ma chyba nic bardziej fałszywego. Ale my robimy zakupy na pokaz, kupujemy za drogie ubrania, za duże telewizory, samochody, na których utrzymanie nas nie stać czy wreszcie za duże mieszkania. Bo od razu pierwsze musi mieć 80 metrów. A co! Jak kredyty – to po kokardkę. Wzrosną stopy lub zmieni się kurs walutowy i już piszczymy, bo nie dajemy rady. Ale wcześniej się tym nie przejmowaliśmy.
Nie oszczędzamy zatem, bo nie czujemy takiej potrzeby lub tłumaczymy sobie, że jeszcze mamy na to czas. Nie mamy pojęcia, że w przypadku oszczędzania to czas jest naszym największym przyjacielem. Dlaczego? Proszę sprawdzić, co to takiego procent składany.