Ostatnia nadzieja w ekipach kładących tysiące kilometrów światłowodów – od Ustrzyk Dolnych po Sejny czy Bartoszyce. Jeśli nie zdążą do października – a ryzyko spóźnienia jest duże, skoro realizowany od sześciu lat projekt jest gotowy w zaledwie 65 proc. – naszemu krajowi przyjdzie pożegnać się z miliardem złotych unijnego dofinansowania.
Nie da się już przerzucić tych pieniędzy na inne dziedziny, jak to uczyniono z miliardami, których nie umiały wykorzystać PKP Polskie Linie Kolejowe i które ostatecznie poszły na konkurencyjne wobec kolei drogi. Po prostu suma zaplanowana na sieć szkieletową w Polsce wschodniej jest wielka i nie ma w kraju innych tak dużych projektów, które nadają się do unijnego finansowania.
Problem wziął się z tego, że województwa nie miały żadnych doświadczeń w realizacji wielkich przedsięwzięć teleinformatycznych. Zakup komputerów i sieci do urzędu marszałkowskiego to bułka z masłem wobec budowy 10 tys. km łącz światłowodowych. Samorządy rzuciły się na głęboką wodę, zdecydowanie zbyt głęboką.
Dziś należy wyciągnąć z tego wnioski. I zastanowić się, czy zamiast liczyć na to, że urzędnicy szybko nabiorą nowych kompetencji w kierowaniu wielkimi projektami IT, nie należałoby po prostu skorzystać z doświadczeń firm komercyjnych. Może należałoby zlecić stworzenie i eksploatację sieci szkieletowej podmiotom prywatnym? Tak jak stało się z budową autostrad. Tu w terminie powstawały przecież głównie te odcinki, które od początku były zamawiane i zarządzane przez prywatnych koncesjonariuszy.
Państwo i samorządy naprawdę mają się czego uczyć od sektora prywatnego.