Ale nie miałem wrażenia żeby któryś z pretendentów mówił do mnie. Jeśli już próbował, to starał się dotrzeć do mojego rozumu, ale i to nie całego. Do tej jego części która analizuje, porównuje, liczy procent składany.

Polska nie składa się z problemów, ale z ludzi. I to ludzie mają problemy, i to ludzie za tydzień wrzucą kartkę do urny. Albo nie, bo nie pójdą. Czy taka akademicka debata mogła przekonać wahających się „iść czy nie iść", że ci panowie w garniturach ich widzą? Że stojąc przed kamerami do nich mówią?

Próbuję przekonać moją 30-letnią córkę, by poszła głosować w drugiej rundzie mimo że jej kandydat przepadł w pierwszej. Czy któryś z panów mówił do niej? Ja wiem, ona i ja to tylko dwa głosy. Ale może tak czujących jest więcej?