Warszawska giełda da nam nowe możliwości rozwoju

Na rynku będzie konsolidacja. A jeśli jest się na giełdzie, łatwiej oferować udziałowcom kupowanych spółek mediowych swoje akcje, których wartość jest wyceniona – mówi większościowy akcjonariusz Gremi Media Grzegorz Hajdarowicz.

Aktualizacja: 12.06.2015 07:41 Publikacja: 11.06.2015 22:00

Warszawska giełda da nam nowe możliwości rozwoju

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Kiedy będzie można kupić na giełdzie akcje wydawcy „Rzeczpospolitej"?

Grzegorz Hajdarowicz: Planowana data – 1 lipca. Oczywiście będą to te akcje Gremi Media, które już dziś są w obrocie. Najpewniej w październiku trafią na parkiet nowe akcje wyemitowane w zamian za udziały w Presspublice, do której należy dziś „Rzeczpospolita". Nowa emisja zostanie przeprowadzona na podstawie memorandum, które jest już praktycznie gotowe.

Czy istnieje ryzyko, że do fuzji i debiutu giełdowego nie dojdzie?

Mam większość głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy Gremi Media, ale liczę też na rozsądek pozostałych akcjonariuszy. Zablokowanie tej operacji byłoby dla nich dużą strata finansową.

Czy wejście na giełdę wydawnictwa oznacza nowy kierunek jego rozwoju.

Nie. To kontynuacja mojego planu z 2011 r. Od początku, czyli od jesieni 2010 r., gdy rozpocząłem negocjacje w sprawie zakupu Presspubliki, zakładałem, że kiedyś trafi ona na giełdę.

A do czego potrzebne jest upublicznienie spółki?

Traktuję tę spółkę medialną jako firmę, która powinna się dalej rozwijać. I nie dlatego, że firma, która nie rośnie, się cofa. Ważniejsze jest, że jednym z istotnych elementów rozwoju rynku jest konsolidacja. Oczywiście można ją prowadzić przez zakup poszczególnych spółek, ale dziś takich możliwości jest mało, bo polski rynek medialny jest nieduży. Ważne jest, że przy konsolidacji pojawiają się kłopoty z wyceną przejmowanych spółek. Jeśli jest się na giełdzie, łatwiej jest oferować udziałowcom kupowanych spółek mediowych swoje akcje, których wartość jest już wyceniona. Obecność na giełdzie daje spółce transparentność i wiarygodność. To będzie zgodne z duchem biznesowym tytułów należących do spółki. Niestety, parkiet ma dla nas trochę wad, bo są obostrzenia wynikające z przepisów o publicznym obrocie i konkurenci poznają nas trochę od kuchni. Ale warto. Giełda pozwoli mi na posiadanie mniejszego pakietu akcji. Nie widzę sensu bycia jedynym właścicielem tak dużej spółki medialnej. Uważam, że wystarczy mi pakiet kontrolny.

A jak duży powinien być ten pakiet kontrolny?

Po wejściu na parkiet akcji wyemitowanych w zamian za udziały w Presspublice będę kontrolował około 96 proc. ogółu akcji spółki. Zamierzam jednak sprzedać jeszcze około 20 proc. akcji. Wtedy pozostanie mi około 76 proc. W dalszych planach mam połączenie z kilkoma podmiotami, co pewnie spowoduje zmniejszenie mojego pakietu o kolejne parę procent. Mamy już pomysły na takie połączenia z paroma mniejszymi i większymi podmiotami. W jeszcze dalszej perspektywie, za rok czy dwa, myślę, że będę miał możliwość sprzedania około 20 proc. akcji. W ten sposób w moich rękach powinno pozostać mniej więcej 40 proc. akcji. W normalnej sytuacji giełdowej powinien to być pakiet kontrolny dający mi większość w radzie nadzorczej, ale też pozwolić na płynny obrót akcjami spółki na giełdzie.

Dziś ma pan w Gremi Media akcje uprzywilejowane co do głosu. Czy po nowej emisji będą one miały jakieś znaczenie w zachowaniu kontroli nad spółką?

Nie będą miały znaczenia. Nowe akcje są bez żadnych uprzywilejowań, a będą stanowiły zdecydowaną większość w akcjonariacie.

Jak by pan chciał, by inwestorzy postrzegali Gremi Media? Jako wydawcę „Rzeczpospolitej", innych tytułów prasowych czy – szerzej – jako spółkę medialną?

Zdecydowanie jako silną, nowoczesna spółkę medialną. Jestem pewny, że „Rzeczpospolita" jest i będzie jej najsilniejszym brandem. Ale biorąc pod uwagę światowe trendy, jej przyszłością będzie internet, a najpopularniejszą marką – rp.pl. Z czasem „Rzeczpospolita" stanie się najbardziej nobliwym brandem, ale pod względem zasięgu i znaczenia będzie dominować rp.pl. Zakładamy, że oprócz internetu największe znaczenie będą miały związane z nim działania offline'owe, takie jak konferencje i szkolenia. Nie przez przypadek intensywnie rozwijamy tego typu działalność. Nie przez przypadek przejęliśmy 47 proc. MMC, dużej notowanej na NewConnect firmy działającej w tym obszarze. Mamy wiele produktów, które chcemy rozwijać w Gremi Media. Początkowo zastanawialiśmy się nad utrzymywaniem również aktywności spoza obszaru gospodarczego. Ale w 2013 roku postanowiliśmy się skupić tylko w tej dziedzinie i dlatego sprzedałem „Przekrój". Gospodarka rozumiana ma być nie tylko jako sama ekonomia, ale też wydarzenia i prawo. Czyli coś, co pomaga osobom przedsiębiorczym w samodzielnym myśleniu. To ma być skierowane zarówno do menedżerów największego kalibru, jak i do kierownika sklepu w małej miejscowości, właściciela największych firm czy posiadacza samochodu prowadzącego jednoosobową działalność gospodarczą w małej wiosce. Chcę, by spółka Gremi Media dostarczała tym ludziom wiedzy i narzędzi potrzebnych do właściwego zarządzania swoim losem. I co ważne, by reprezentowała ich interesy wobec polityków i państwa. Czyli by z racji swojego formatu ideowego wspierała przedsiębiorców, troszczyła się o polski kapitał, dbała o wolny rynek i krytykowała jego patologie. Chcemy też występować przeciw różnym antyrynkowym zapędom władzy czy opozycji. I przeciw wszystkim działaniom, które niszczą wolność gospodarczą decydującą o dobrobycie. Jako państwotwórcze medium musimy dbać o dobro o kraju i jego bogactwo. Polska jest położona na trakcie między Europą a Azją i, czy tego chcemy czy nie, musimy się rozwijać, bo inaczej „zaduszą" nas sąsiedzi.

Od ponad 3,5 roku kontroluje pan nasze wydawnictwo. W tym czasie wiele się tu zmieniło. Gdyby pan mógł cofnąć czas, to jakie decyzje chciałby pan zmienić?

Dla mnie poważna przygoda z mediami zaczęła się nie trzy i pół roku temu, ale cztery. Rozmowy z Mecomem zaczęliśmy jesienią 2010 r., a wiosną 2011 kończyliśmy negocjacje i wtedy zacząłem myśleć o rozwoju firmy. Ostatecznie projekt okazał się trudniejszy, niż oczekiwałem. Dziś jesteśmy w miejscu, w którym pierwotnie chciałem być już dwa lata temu. Wtedy planowałem, że od połowy 2013 r. będziemy na giełdzie. Gdy rozpoczynałem rozmowy w sprawie nabycia Presspubliki, utrzymywaliśmy to w pełnej tajemnicy. Poza Anglikami z nikim nie rozmawiałem ze spółki. Znaliśmy tylko liczby i to wiadomo, że tylko wybrane. Dopiero po podpisaniu umowy spotkałem się z zarządem Presspubliki. Ceną takich procedur było niedoszacowanie pewnych procesów w wydawnictwie. Ale jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że w 2011 roku trwał ostry konflikt między udziałowcami, w tym Skarbem Państwa, jeżeli dodatkowo się pamięta, że to wtedy na rynku mediów, wraz z pojawieniem się w masowej skali mobilnych urządzeń, takich jak iPady i smartfony, rozpoczęła się prawdziwa walka z czasem o digitalizację, to i tak uważam, że te cztery lata nie były za długim okresem na pracę, jaka tu została wykonana. Dodatkowo wtedy popełniłem parę błędów personalnych w obsadzie kierownictwa spółki, zatrudniając ludzi teoretycznie przygotowanych, którzy w praktyce okazali się zupełnie niekompetentni. Ale wtedy też dokonaliśmy paru dobrych wyborów, bo wówczas pojawił się u nas obecny prezes Dariusz Bąk. Gdybym dziś mógł cofnąć czas, to błędem było, że już w 2011 roku, czyli od razu, nie zostałem prezesem spółki. Zrobiłem to dopiero w czerwcu 2012 r. I ta zwłoka była nieczytelna zarówno dla pracowników, jak i na zewnątrz spółki. To przysporzyło mi potem wiele problemów, straciliśmy przez to czas i pieniądze.

Mówił pan o Gremi Media jako centrum konsolidacji polskich mediów. Czy może pan powiedzieć, jakie inne spółki ma na myśli?

Przede wszystkim muszą pasować do naszego gospodarczego formatu. Ale to nie muszą być media. To mogą być kolejne firmy szkoleniowe czy organizujące konferencje firmy IT dostarczające oprogramowania dla MiŚ (firm małych i średnich – red.), firmy wspierające przedsiębiorstwa itp. Jesteśmy zainteresowani połączeniami, bo niestety mali będą mogli co raz mniej. Jeżeli chcemy by polskie media miały znaczenie, to one muszą być silne i skonsolidowane. To się da osiągnąć, ale to potrwa.

Czy poza sprzedażą „Przekroju" coś zmienił pan w swoim podejściu do wydawnictwa? Co uważa pan za ważne osiągnięcia spółki w ostatnim czasie?

Dopracowaliśmy wiele nowych produktów. Ale najważniejsze jest, że jesteśmy spółką dochodową, z wielomilionową dodatnią EBITDA, spółką, która może być dobrą inwestycją dla potencjalnych małych i dużych akcjonariuszy. Myślę, że istotnym naszym osiągnięciem jest nasza strona rp.pl. Ma ponad 38 milionów odsłon i ponad 4 milionów unikalnych użytkowników. To są niewiarygodne wyniki. Dostarczamy internautom trudne i wymagające treści, a czyta nas co piąty aktywny zawodowo Polak. Dodatkowo nasi czytelnicy czytają rp.pl bardzo uważnie, bo przeciętny czas pobytu na stronie jest bardzo długi w porównaniu z tym, co notuje konkurencja.  Do naszych osiągnięć zaliczyłbym też to, co robi e-kiosk, eGazety i Nexto, a więc wyjątkową pozycję w prenumeracie prasy elektronicznej. To wszystko świadczy o tym, że jesteśmy nowoczesną firmą.

A co z papierowymi gazetami?

„Rzeczpospolita" jest jedynym dużym tytułem prasowym, którego sprzedaż rośnie. Sprzedaż „Parkietu" rośnie jeszcze szybciej. Wobec tego, co dzieje się na rynku prasowym, to wyjątkowe osiągnięcie. Zmieniliśmy podejście do „Rzeczpospolitej". Przedtem ta gazeta była w olbrzymich ilościach rozdawana za darmo, co kosztowało ogromne pieniądze. Ale uznałem, że nie można wartościowego produktu rozdawać za darmo, np. w pociągach.

Gdyby z tych osiągnięć miał pan wybrać najważniejsze, to na co by pan wskazał.

Najważniejsze było chyba coś, o czym ja jeszcze nie mówiłem i o czym inni też jakoś nie wspominają, a szkoda. A więc fakt, że kupienie przez mnie „Rzeczpospolitej" było pierwszą od 1989 roku repolonizacją w naszych mediach. Dziś głośno mówi się o repolonizacji banków i wielkiej operacji PZU w tym sektorze. Ale ja to zrobiłem w mediach już 2011 roku. Przecież przedtem 51 proc. akcji Presspubliki należało do angielskiego funduszu. Nawet ostatnia transakcja przejęcia Wirtualnej Polski nie jest repolonizacją, bo pakiet większościowy ma tam amerykański fundusz. Dziś większość mediów jest kontrolowana przez zagraniczny kapitał. A mi udało się popłynąć w górę rzeki, pewnie medalu za to nie dostanę, ale satysfakcję z tego mam, i to mi wystarcza.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację