W polityce, owszem, często rozsądną kalkulację zastępują marzenia lub wiara we własną propagandę. Polityka energetyczna musi rządzić się tylko twardymi faktami i nader ostrożnymi kalkulacjami. Jednak w Polsce także w tym obszarze narodowy duch romantyzmu i fanfaronady daje o sobie znać – i to na naszą własną szkodę. Jak powiedział Winston Churchill – czasem ludzie potkną się o prawdę, ale prostują się i idą dalej, jak gdyby nic się nie stało.
Kilka lat temu przez nasz kraj – i naszą scenę polityczną – przetoczyła się fala łupkowego entuzjazmu. Rzeczpospolita Polska miała stać się gazowym mocarstwem, istne spełnienie północnokoreańskiej idei dżucze. Zamiast rosyjskiego, drogiego i politycznie niewygodnego gazu mieliśmy mieć własny, łupkowy. Mało tego, surowca miało być tyle, że Polska nadmiar gazu z łupków miała z zyskiem eksportować. Głosy wzywające do ostrożnych szacunków ginęły w powszechnym entuzjazmie. Łupkowy defetysta od razu był podejrzewany o sprzyjanie Rosji.
Z łupkowych miraży nic nie zostało. Porównania z USA okazały się zupełnie nietrafione. Gaz jest, owszem – wiedziano o tym od pół wieku. Szkopuł w możliwościach i kosztach eksploatacji łupkowych złóż. Zupełnie inaczej wygląda to za oceanem, a inaczej u nas. W najbliższej przyszłości gaz z łupków będzie co najwyżej skromnym uzupełnieniem dla gazu ziemnego i skroplonego.
Dzisiaj w głowach co poniektórych publicystów, polityków (i chyba także związkowców) rodzi się kolejny miraż; teoria oparta jedynie na mocnym przekonaniu, a nie na faktach. Otóż Gazprom, koncern będący przez lata „żelazną rękawicą" Kremla, przeżywa poważne kłopoty. Ceny paliw i sytuacja geopolityczna doprowadziły do tego, że kondycja rosyjskiego koncernu jest bardzo zła, nie zdarzyło się to od lat.
To fakty. Z tych faktów można wyciągnąć różne wnioski. Na pewno jednak nie ma podstaw do odtrąbienia sukcesu i ogłoszenia, że teraz my, Polacy, tym Ruskim pokażemy. Gazprom jest osłabiony? Co tam, media donoszą, że w zasadzie stał się już bankrutem. Teraz nie oni nam, ale my im będziemy, z błogosławieństwem Brukseli, dyktować warunki! No i damy im popalić za lata twardego traktowania...