Dojdzie tym samym do dziwnej sytuacji, gdy podatek rośnie mimo wspaniałej – jak zapewniają rządzący – sytuacji budżetowej. A na dodatek podwyżka ma zostać wprowadzona tylnymi drzwiami, jako inicjatywa poselska, a więc bez konsultacji społecznych wymaganych przy rządowych projektach ustaw.
Pomysł posłów PiS potwierdza, że prawdziwą przyczyną poślizgu w budowie dróg nie jest zmiana unijnej perspektywy budżetowej, ale brak pieniędzy, które obecny rząd przekierował z wydatków rozwojowych na spełnienie socjalnych obietnic wyborczych. Na sam program 500+ wyda w tym roku 23 mld zł, o jedną dziesiątą więcej niż na budowę dróg. A przecież już jesienią pojawią się kolejne wielkie wydatki w związku z powrotem do niższego wieku emerytalnego. Co gorsza, będą trudne do oszacowania, bo nikt nie wie, jaka część z 300 tys. uprawnionych seniorów zechce w tym roku rzucić pracę.
Mając w pamięci napięcia budżetowe, jakie może to spowodować, minister finansów trzyma inne wydatki pod kontrolą. Szkoda, że brakuje grosza akurat na infrastrukturę, od której zależy poprawa atrakcyjności inwestycyjnej całych połaci kraju.
Posłowie PiS chcą w tej sytuacji znaleźć finansowanie zarówno na budowę dróg o znaczeniu krajowym, jak i samorządowych, szczególnie ważnych przed zaplanowanymi na przyszły rok wyborami lokalnymi. Dodatkowy strumień gotówki z pewnością wzmocni szanse na reelekcję wielu samorządowców.
Planowana podwyżka opłaty paliwowej ma nastąpić w okresie spadku cen oleju napędowego i benzyny, co nieco złagodzi uderzenie po kieszeni kierowców. To nie zmienia faktu, że uproszczony tryb podnoszenia podatków budzi sprzeciw. Nie odmawiam posłom prawa do inicjatywy ustawodawczej, ale władzy weszło już w krew jego nadużywanie. Przed PiS robiła to koalicja PO–PSL, ale nikogo to nie usprawiedliwia. Bo wprowadzać wyższych podatków tylnymi drzwiami się po prostu nie godzi.