Tak może być właśnie w przypadku wirtualnej rzeczywistości (ang. virtual reality, VR). Giganci postawili na VR, a ich urządzenia Oculus Rift, Gear VR, PlayStation VR i HoloLens stworzyły nowy segment rynku. Zapotrzebowanie na takie rozwiązania dopiero jednak kiełkuje. Mark Zuckerberg, który trzy lata temu przejął Oculusa za astronomiczną kwotę 2 mld dol., liczy, że w ciągu następnej dekady wirtualna rzeczywistość przeniknie jednak wiele sfer naszego życia, zastępując telewizor, komputer i smartfon. Ale czy to realny scenariusz? Śmiem wątpić. A przynajmniej w obecnej formie technologia ta nie ma szans stać się powszechną.
Wielu ekspertów nie ukrywa obaw, że może ona podzielić los 3D. Trójwymiarowej telewizji również od wielu lat wieszczono świetlaną przyszłość, a jednak zupełnie się nie przyjęła. Dziś coraz trudniej znaleźć już telewizory, które byłyby wyposażone w taki format odtwarzania. Producenci najzwyczajniej w świecie wycofali się ze wspierania 3D. Dlaczego? Bo po krótkim boomie nie było zapotrzebowania na tę technologię. A nie było go z tego samego powodu, dla którego nie wieszczę sukcesu wirtualnej rzeczywistości.
Do korzystania z uroków 3D i VR niezbędne są specjalne okulary. Korzystanie z tych rozwiązań jest więc niekomfortowe. To kluczowy mankament. W przypadku rynku konsumenckiego kluczowa jest też cena. A gogle VR do tanich nie należą (ceny okularów spadają, ale – aby z nich korzystać – trzeba zainwestować w kosztowny sprzęt: komputer lub konsolę). I wreszcie po trzecie, technologia VR sprawia, że wielu osobom korzystającym z niej szaleje błędnik, co całkowicie przekreśla walor użytkowy tego rozwiązania.