Pacjenci informacją o rezygnacji z limitu są zaniepokojeni. – 30 lat temu leżałam na wieloosobowej ogromnej sali – opowiada pacjentka z Warszawy. – Kilka razy zdarzyło się, że w tej sali ktoś umarł. Wspominam to jak koszmar.
Teraz, przed operacją w publicznym szpitalu leżała w sali dwuosobowej z łazienką. Po operacji w sali intensywnego nadzoru były cztery łóżka. – Pielęgniarki miały mnóstwo pracy już z tymi czterema osobami – mówi kobieta.
– Sale szpitalne o dużej liczbie pacjentów źle wpływają na proces leczenia – przyznaje Agnieszka Paturalska-Miehlau, rzeczniczka szpitala w Iławie. Największe sale w tej placówce mają miejsca dla siedmiu osób. Na jedną łazienkę przypada nawet 15 pacjentów. – Planujemy remont i nie zmieni tego decyzja ministerstwa. Ale zmianę rozporządzenia oceniamy pozytywnie. Zapewni nam większą elastyczność – zaznacza Paturalska-Miehlau.
Zmianę krytykują ci dyrektorzy, którzy już zdecydowali o remontach. – Trochę to irytujące, że już po tym, gdy podjęliśmy wysiłek remontu, dowiadujemy się, że spełnienie norm nie będzie już wymagane – ocenia Elżbieta Gelert, dyrektor Szpitala Zespolonego w Elblągu. Ta placówka właśnie oddaje kolejny wyremontowany oddział, na którym pacjenci leżą w dwu – trzyosobowych salach. – To dobrze wpływa na ich psychikę i sprzyja leczeniu – opowiada Gelert.
– Chorzy oceniają nas nie po tym, jakie kwalifikacje ma nasza kadra i jakim sprzętem dysponuje, ale po tym, w jakich warunkach leżą w sali – dodaje Waldemar Taborski, dyrektor szpitala w Zielonej Górze.
W latach 90. modne były w szpitalach sale jednoosobowe. Teraz placówki odchodzą od tego pomysłu. – To, wbrew pozorom, nie sprzyja powracaniu do zdrowia. Lepiej, żeby chory człowiek nie leżał na sali sam. Pacjenci bardzo się wspierają nawzajem – uważa Gelert.