Do takiej smutnej konstatacji doprowadza analiza narracji reklamowej, jaką w imieniu deweloperów prowadzą piarowcy.
Kilka lat temu na krańcach tych absurdów można było pomieścić opowiadanie np. o osiedlu Marina, które powstało dobrych kilka kilometrów od najbliższego akwenu. Dziś jest jeszcze ciekawiej.
Jeden z deweloperów pochwalił się zakupem gotowego osiedla domów, które notabene nie mogą znaleźć klientów.
„ Firma przejęła inwestycję, gdyż wierzy w potencjał drzemiący w tym nietuzinkowym projekcie" – tłumaczył piarowiec. Nawet się jednak nie zająknął, że deweloper kupił nieruchomość... od siebie samego. Przyparty do muru przyznał, że transakcja odbyła się między powiązanymi ze sobą spółkami.
Wena piarowców, a może i samych deweloperów, nie zna granic. Niektórzy czerpią nawet z prymitywnych wzorów popkultury, tworząc np. poematy na cześć osiedli. Skuteczność tego typu zachęt do ulokowania kilkuset tysięcy złotych w mieszkaniu sławionym rymowanką wydaje się umiarkowana.