Niedawno jeden z właścicieli trzyletniego mieszkania w bloku na warszawskim Żoliborzu wystawił je na rynek za 1,2 mln zł. Lokal ma niewiele ponad 100 mkw. i cztery pokoje, no i jest wyjątkowo ładnie urządzony, a do tego mieści się i blisko parku, i centrum handlowego, i właściwie w Śródmieściu.

Nic, tylko brać, bo wszystko się zgadza... oprócz ceny, którą trudno nazwać rynkową. Po przeliczeniu wychodzi bowiem, że właściciel chce za mkw. lokum prawie 12 tys. zł. Do tego trzeba jeszcze zapłacić 70 tys. zł za dwa miejsca postojowe w garażu oraz 60 tys. zł za trzy komórki lokatorskie w korytarzu (po 20 tys. zł za jedno pomieszczenia na rowery, narty, wózki czy składzik). W sumie 1,3 mln zł za mieszkanie w bloku.

Tymczasem, jak wyliczają analitycy badający rynek pierwotny, w Warszawie średnia cena ofertowa za nowe M wynosi 7,7 tys. zł, a transakcyjna jest nawet nieco niższa – ok. 7,5 tys. zł za mkw. (i są w to wliczone zarówno tanie lokale z obrzeży miasta, jak i te o wyższym standardzie z centrum). Na dodatek niemal po sąsiedzku z osiedlem sprzedającego deweloper buduje podobne bloki z lokalami w cenie 7–8 tys. zł za mkw. – ale do wykończenia.

Bardzo trudno zrozumieć sprzedającym kilkuletnie mieszkania, że nie będzie im łatwo uzyskać dziś taką kwotę, jaką sami zainwestowali. Warto o tym pamiętać, urządzając własne M. Pośrednicy nazywają takich klientów trudnymi, bo wiedzą, że tylko długi czas oczekiwania na kupca jest w stanie zmienić ich podejście do ceny wywoławczej.