Banki zwykle godzą się udzielić kredytu, jeśli jego rata nie będzie przekraczała 40 proc. dochodu wnioskodawców. Biorąc jednak pod uwagę, że obecnie mamy najniższe stopy procentowe w historii, to lepiej nie przesadzać z kwotą zadłużenia i nie wykorzystywać swojej zdolności kredytowej do maksimum. Za kilka lat raty kredytów mogą być bowiem istotnie wyższe niż obecnie. Dlatego też w naszych wyliczeniach przyjęliśmy dwa warianty – bezpieczniejszy, w którym rata wynosi 25 proc. dochodu i taki, w którym jest to 33 proc. dochodu.
Z raportów Amron-Sarfin wynika, że Polacy najchętniej kupują mieszkania o powierzchni ok. 55 mkw. Choć pensje rosną, to niestety w większości analizowanych przez nas miast para o przeciętnych dochodach nie będzie w stanie kupić takiego mieszkania w wariancie bezpiecznym.
Najgorzej jest w Warszawie, w której aby rata nie przekroczyła 25 proc. dochodu, łączne zarobki pary muszą wynieść nieco ponad 8000 zł netto. Najlepiej wygląda natomiast sytuacja w Zielonej Górze, gdzie wystarczy dochód w wysokości nieco ponad 4000 zł netto.
Gdy złagodzimy kryteria i zgodzimy się na to, że rata pochłonie jedną trzecią pensji, to problem pozostaje nadal w dwóch miastach – Warszawie oraz Gdyni. Wymagany dochód wyniesie tam odpowiednio 6117 zł i 5552 zł, czyli więcej niż w przypadku naszej przykładowej pary o przeciętnych dochodach.
To jednak nie oznacza, że w ogólne nie będą w stanie kupić takiego mieszkania. Dla przykładu, jeśli zaryzykują zaciągniecie kredytu, którego rata wyniesie aż 39 proc. dochodu, to będą w stanie kupić mieszkanie nawet w stolicy. Tego jednak nie zalecamy. Poza tym, mogą oni posiadać wyższy wkład własny, niż założone przez nas 10 proc. Dla przykładu, jeśli będą mieli wkład wynoszący 25 proc., to rata kredytu na mieszkanie w Warszawie pochłonie 32 proc. ich dochodu - podsumowuje Jarosław Sadowski.