Mieszkaniowe preferencje Polaków, choć powoli, to jednak systematycznie się zmieniają. Z roku na rok powiększa się odsetek mieszkających w wynajętych lokalach. Jak szacuje firma Deloitte, to już 15 proc. populacji.
Podobnie jest w Portugalii, we Włoszech, na Łotwie. W Niemczech, które są liderem na tym rynku, jest to 54 proc. Polski komercyjny rynek mieszkań na wynajem tworzą przede wszystkim prywatni inwestorzy. Część z nich za wyjętą z lokat gotówkę kupuje po dwa–trzy lokale. Szybko je urządza i wprowadza lokatorów. Na inwestycję najczęściej kupowane są kawalerki i nieduże, ok. 40-metrowe dwójki.
Najemca płaci bowiem nie za metry, ale liczbę pokoi. Czynsz za 38-metrowy lokal z dwoma pokojami może być niemal taki sam jak za 45 mkw. Nie można jednak oszczędzać na standardzie. Najemcy są coraz bardziej wymagający. Na mieszkaniu, którego wystrój pamięta poprzednią epokę, kokosów nie zbijemy.
W rynkowe trendy wpisują się kolejni deweloperzy. Coraz więcej bloków jest projektowanych z myślą o inwestorach. W nowych budynkach dominują idealnie nadające się na wynajem niewielkie mieszkania. Na parterach powstają przechowalnie bagażu, recepcje, baseny i inne cenione przez najemców oraz turystów udogodnienia. Deweloperzy wspominają nawet o salonach fryzjerskich i innych punktach usługowych.
Inwestorzy instytucjonalni na razie są bardziej ostrożni. Nie słychać o masowym wykupie całych bloków pod wynajem, choć takie transakcje się oczywiście zdarzają. Jedna z firm kupiła na przykład kilka pięter w luksusowym warszawskim drapaczu chmur, inna – budynek przy Pereca. Do budowy bloków z mieszkaniami na wynajem szykują się mocni zawodnicy. W stolicy ma powstać 140-metrowa wieża dla najemców. Takich inwestycji będzie pewnie przybywać. Do europejskich liderów wciąż nam jednak bardzo daleko. ©?