Z nowelizacją prawa budowlanego inwestorzy wiązali wielkie nadzieje. Nie dość, że wydawało się, że będzie można budować łatwiej, krócej załatwiać formalności w urzędach, to jeszcze przez głowę przemknęła myśl, że uproszczenie procedur pozwoli zapanować nad chaosem. Bo skoro będzie mniej możliwości obchodzenia przepisów i uznaniowości, decyzje – teoretycznie – powinny być spójne. Tymczasem czytając przegłosowaną niedawno w Sejmie nowelizację ustawy – Prawo budowlane można odnieść wrażenie, że prawdziwa samowolka na budowach dopiero przed nami.
I małe inwestycje typu domy jednorodzinne, i duże – typu magazyny, można bowiem będzie (jeśli Senat nie zmieni zapisów, a prezydent podpisze ustawę) budować na tzw. zgłoszenie.
W konsekwencji, jeśli jakiś zakład produkcyjny nie zostanie wymieniony w stosownym rozporządzeniu jako ten, przy budowie którego potrzebna jest opinia o wpływie obiektu na środowisko, powstanie na osiedlu domów, za milczącą zgodą urzędników. To skrótowa interpretacja przepisów nowelizacji, ale taka sytuacja będzie mogła się wydarzyć.
Sąsiedzi takiej fabryki czy też osiedla wysokościowców – gdy zorientują się, co powstaje obok – nie będą mogli zrobić nic poza dochodzeniem swoich praw na drodze cywilnej. A takie sprawy ciągną się przecież latami. Tymczasem budowa będzie rosła, obiekt zacznie działać.
Nawet jeśli sąd uzna racje sąsiadów, trudno wyobrazić sobie, że nakaże rozebrać coś, co zostało wybudowane legalnie, zgodnie z przepisami. A że oderwanymi od rzeczywistości...