Fiskus toleruje tylko jedną kieszeń

Od dosyć dawna wychodzę z założenia, że polski fiskus niczym nie jest w stanie mnie zaskoczyć. A jednak...

Publikacja: 23.09.2010 00:43

Właśnie wymyślił sposób na to, jak pozbawić zwolnienia z PIT osoby sprzedające nieruchomości. Zasada jest taka, że jeśli ktoś sprzedaje mieszkanie, to nie musi płacić podatku dochodowego, o ile uzyskane pieniądze przeznaczy na inny cel mieszkaniowy. Okazuje się, że fiskus uważa, że to powinny być dokładnie te same pieniądze, dokładnie z tej transakcji. Jeśli więc, przykładowo, środki ze sprzedaży wydamy na jakiekolwiek inne cele (chociażby leczenie czy naukę), a nowe lokum sfinansujemy z kredytu lub spadku – okazuje się, że trzeba zapłacić podatek. Bo przychód pochodzi z innego źródła. I nie ma znaczenia fakt, że na kupno nowego mieszkania przeznaczamy kwotę odpowiadającą tej uzyskanej ze sprzedaży poprzedniego.

To dość absurdalne, zważywszy na to, że w zwolnieniach z PIT chodziło, zdaje się, o to, aby podatnik rzeczywiście wydał pieniądze na określony cel – w tym przypadku mieszkaniowy, a nie o to, czy wyjmie pieniądze z lewej kieszeni (np. z kredytu) czy z prawej (konta, na którym zdeponował środki ze sprzedaży mieszkania).

Okazuje się, że fiskus toleruje tylko prawą kieszeń. A może powinien zamienić ją na skarpetę? Podatnik mógłby w niej schować pieniądze ze sprzedaży mieszkania i broń Boże – nie tknąłby ich, dopóki nie wypatrzy nowego dachu nad głową. Wszelkie inwestowanie surowo wzbronione!

To nie pierwsze w ostatnim czasie zadziwiające podejście do prawa podatkowego. Przypomnę chociażby interpretację, w myśl której należy zapłacić podatek od... niewypitego piwa. A dokładnie od imprezy integracyjnej, na którą firma zaprosiła pracownika. Ten bowiem osiąga przychód – nawet jeśli nie przyjdzie albo przyjdzie, ale nie wypije.

Były i inne perełki – np. próba opodatkowania sąsiedzkiej pomocy świadczonej w ramach tzw. banków czasu.

O „piwnej interpretacji” opowiadałam niedawno koledze, którego firma wysyłała na jakąś biesiadę w plenerze.

– Eeee... wciskasz mi kit – mówił z niedowierzaniem. To nie ja, lecz fiskus wciska kit. Mało tego – wciskając kit, wyciąga PIT.

Właśnie wymyślił sposób na to, jak pozbawić zwolnienia z PIT osoby sprzedające nieruchomości. Zasada jest taka, że jeśli ktoś sprzedaje mieszkanie, to nie musi płacić podatku dochodowego, o ile uzyskane pieniądze przeznaczy na inny cel mieszkaniowy. Okazuje się, że fiskus uważa, że to powinny być dokładnie te same pieniądze, dokładnie z tej transakcji. Jeśli więc, przykładowo, środki ze sprzedaży wydamy na jakiekolwiek inne cele (chociażby leczenie czy naukę), a nowe lokum sfinansujemy z kredytu lub spadku – okazuje się, że trzeba zapłacić podatek. Bo przychód pochodzi z innego źródła. I nie ma znaczenia fakt, że na kupno nowego mieszkania przeznaczamy kwotę odpowiadającą tej uzyskanej ze sprzedaży poprzedniego.

Nieruchomości
Robyg wybuduje osiedle przy zabytkowym browarze Haasego. Prawie 1,5 tys. mieszkań
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nieruchomości
Rynek nieruchomości rok po powołaniu rządu. Ile dowiozły ministerstwa?
Nieruchomości
Mieszkaniówka na karuzeli
Nieruchomości
Polska centralna. Magnes na firmy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nieruchomości
Przez wynajem na doby wspólnota zapłaci więcej