Skraca się ciągle czas oczekiwania na klienta – średnio wynosi dziś w największych miastach pięć kwartałów (zamiast 6–7 kilka miesięcy temu). Zatem podaż maleje.
Po drugie, jak tłumaczyli analitycy, ceny lokali tańszych, popularnych, mogą pójść w górę na skutek wprowadzenia programu „Mieszkanie dla młodych". To ustawowe limity dopłat będą bowiem wyznaczały rynkowe stawki – zapewne nie koniecznie w dół.
Natomiast w segmencie lokali o podwyższonym standardzie ceny mogą nieco pójść w górę z powodu wzrostu popytu głównie ze strony osób kupujących lokum za środki wycofane z lokat.
Zdaniem analityków sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej, jeżeli banki nie będą otwierać rachunków powierniczych, bez których firmy nie będą mogły budować – zgodnie z ustawą deweloperską. Wtedy – jak prognozuje Reas – oferta lokali zmaleje szybciej, a stawki będą dyktowane przez największe firmy. Jest to bardzo prawdopodobne, gdyż banki stawiają deweloperom wysokie wymagania, nie chcąc firmować swoim rachunkiem powierniczym ryzykownych przedsięwzięć.
Ale jest jeszcze jeden scenariusz na najbliższe miesiące: w gospodarce pogorszy się bardziej, ubędzie klientów ze zdolnością kredytową, którą zaakceptują banki, więc sprzedaż lokali będzie topniała, a z nią – ceny.