Tak też było w wypadku zakładu produkującego tkaniny pod Łodzią. Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego przeprowadził kontrolę na jego budowie. Ustalił, że w jednej z hal pracują maszyny do wyrobu tkanin, mimo że właściciel zakładu nie załatwił formalności końcowych. Z tego powodu wymierzył mu karę 187,5 tys. zł.
Inwestor nie pogodził się z tak dotkliwą sankcją. Według niego jest niesprawiedliwa. Zakończyła się budowa zakładu i testował maszyny – tłumaczył. Nikt nie produkował tkanin. Była to tzw. faza rozruchu. W jego opinii powiatowy inspektor pomylił ze sobą dwa pojęcia, a mianowicie „przystąpienie do użytkowania budynku" i „czynności rozruchowe".
O tym, że działania inwestora miały charakter czynności rozruchowych, świadczy to, że podczas interwencji policji na wniosek okolicznych mieszkańców uruchomionych było cztery–pięć maszyn z 12.
Inspektor nadzoru nie miał wątpliwości. Według niego nie jest istotne, ile maszyn pracowało ani ile materiału wyprodukowano podczas próbnego rozruchu i czy materiał później sprzedano. Istotne jest to, kiedy inwestor przystąpił do użytkowania obiektu.
Nie pomogło odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Łodzi. Sąd również nie miał wątpliwości, że zgromadzony w sprawie materiał wskazuje, iż nie był to tylko rozruch technologiczny, ale już zwykła produkcja.
W dniu kontroli powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w hali tkalni wyrabiano tkaniny. Wynika to z protokołu kontroli i dokumentacji fotograficznej sporządzonej w jej trakcie. Dowodem jest też notatka urzędowa sporządzona przez patrol policji z nocnej interwencji w zakładzie. Jasno mówi, że o pierwszej w nocy pracowały cztery krosna. Doszło więc do nielegalnego korzystania z hali.