Stał się on bowiem w wielu miejscach rzadkością. Lubi tereny wilgotne i podmokłe, nasz kraj zaś stepowieje. A cztery nakrapiane, równo ułożone w prymitywnym naziemnym gniazdku jaja są rozjeżdżane przez maszyny rolnicze lub wypijane przez wrony. Niemniej na podmokłych łąkach (teżcoraz większa rzadkość!) można jeszcze spotkać te śmigłe i dynamiczne ptaki, przede wszystkim w dolinach nizinnych rzek. Od najwcześniejszej wiosny koziołkują w locie nad łąkami, wydając skrzypiące i płaczliwe okrzyki. Jakkolwiek smętnie by brzmiały te okrzyki, takie loty to podniebne toki.
Oddają im się przede wszystkim samce, a ponieważ czajcze gniazda są zakładane na ziemi i nie mają żadnej osłony, trzeba ich bronić przed nacierającymi z powietrza wrogami, takimi choćby jak kruk i wrona, a zatem trzeba dobrze latać. Tym też samce się popisują, latając szaleńczo nad łąkami, fikając koziołki i wydając głuchy rytmiczny odgłos. Ma to znaczyć, że skrzydła są mocne, pozwolą nie tylko przeganiać intruzów, ale i bić ich po głowach.
Wiem, bo sam parę razy oberwałem, gdy wyszedłem na łąkę, gdzie kluły się właśnie pisklęta czajek. Hałas wzniecany przy lataniu ma sam przez się budzić strach wrogów i rywali, a powietrzne łamańce dowodzić, że samiec jest w świetnej kondycji i ma dobre geny. W tym też celu buduje na ziemi dołki na gniazda. Zwykle więcej niż jeden, choć tylko jeden jest potrzebny danej parze. Powtarzające się gesty towarzyszące wygniataniu w wilgotnym gruncie dołka wskazują, że mamy do czynienia ze stale się powtarzającym, jakby wyuczonym rytuałem stanowiącym w istocie część toków.