Towarzystwo międzynarodowe, kolory skóry – od różowych prosiaczków po heban. Spodziewałam się więc rewii plażowej mody.
Pomyłka. Ani w Albufeirze, ani w innych miejscach masowych wakacyjnych spędów kreatorzy nie mają nic do gadania.
W rejonach rekreacyjnych dyktatorami są… operatywni czarnoskórzy obywatele. Anonimowi, za to ruchliwi. Jeden obchodzi plażę z naręczem męskich bermudów; drugi targa na kiju damskie tuniki; trzeci ma w ofercie wybór okularów przeciwsłonecznych. Wszystko to produkty imitujące pret-a-porter sprzed kilku sezonów. Ale turysta, który zapomniał o nadmorskim ekwipunku (a takich jest mnóstwo), nie wybrzydza. Słońce praży, a towar sam do niego podchodzi. Jeśli waha się, przekonuje go koronny argument: „nice price”. Niezawodny chwyt marketingowy.
Plaża w Albufeirze wyglądała jak dwór kacyka w tropikach. Męska populacja – w identycznych portkach, długich do kolan, drukowanych w stylizowane kwiaty (najpopularniejszy zestaw: granat na białym tle). Na opalonym torsie – złoty łańcuszek. Na nosie – okulary-lustrzanki w oprawkach jak ray bany sprzed pięciu lat. Koniecznie tatuaż, im okazalszy, tym atrakcyjniejszy.
Wśród damskich ciał też ze świecą szukać beztatuażowego. Co do kostiumu, to króluje topless. Bez względu na wiek i gabaryty. Jednak nagi biust, nawet napompowany silikonem, nie magnetyzuje samczych spojrzeń. Dziś ważniejszy jest pępek! Coś musi w nim błyszczeć, coś z niego zwisać. Najlepiej długie brylantowe dyndle, migające przy każdym ruchu, ba, przy oddechu. Precz z chudością! Fałdki tłuszczyku ozdobie dodają pikanterii. Nie ma mężczyzny, który oprze się tym hurysom. Każdy zatapia wzrok w zdobnych brzuchach jak szpak we wiadomą część ciała. I o to chodzi.