Myli się, kto sądzi, że to współczesna koncepcja. Mniej więcej 450 lat temu na kreatywne kilkulatki zwrócił uwagę Pieter Bruegel Starszy. W „Zabawach dziecięcych” przedstawił ponad 80 różnorodnych rozrywek w wykonaniu prawie 200 nieletnich mieszkańców Niderlandów. Co ważne: większość gier istnieje do dziś.
Z zabaw zrobił teatr. Stłoczył wszystkie akcje i reakcje w jednej przestrzeni, jak na scenie. Na swych aktorów spojrzał z góry. Dzięki temu widać wszystkich uczestników gier mniej więcej z takiego samego dystansu. Nikt nikogo nie zasłania, nikt nie został wyróżniony. Współtworzą anonimową, rozedrganą masę, której elementy wciąż zmieniają pozycję. Rzec można – model społeczeństwa w miniaturze.
[wyimek]Zasady fair play się nie liczą, tylko siła fizyczna. Oraz pomysłowość[/wyimek]
Bohaterowie „Zabaw dziecięcych” wcale nie są wdzięcznymi obiektami do obserwacji. Przywodzą na myśl lalki szmacianki. Ich ruchom brak wdzięku – bardziej się toczą, niż biegają. Niezgułowate, brzydkie, krępe, o twarzach z gruba ciosanych. Bruegel, który miał wtedy satyryczną frazę, celowo pozbawił indywidualności wszystkich zabawowiczów. Narzucił im farsowy kostium, żeby stracili osobowość i stali się symbolami.
Czym się zajmują niedorosłe ludziki? Pracują nad muskulaturą, ćwiczą zręczność. W ich zmaganiach nie ma zmiłuj. Zasady fair play się nie liczą, tylko siła fizyczna. Oraz pomysłowość.