Wrocławianka Aleksandra Wiśniewska jest gruba. Tak właśnie się określa. – Nie używam żadnych eufemizmów w stylu pulchna czy puszysta. Jestem gruba i już – stwierdza krótko. I dodaje, że wcale jej to nie przeszkadza.
Choć nie zawsze tak było. – Sprzedawczynie niby z troską, a tak naprawdę z szyderstwem w głosie, mówiły do mnie: "w to się pani na pewno nie wciśnie", "proszę uważać, żeby nie rozedrzeć" – wspomina. W końcu miała dosyć.
Postanowiła zorganizować pokaz mody, w którym występować miały grube dziewczyny. Do pomysłu przekonała Joannę Merkur. Był rok 2004. O otyłych modelkach we Wrocławiu nikomu się nawet nie śniło. Ale i największe polskie agencje miały w bazach po jednej puszystej dziewczynie. I wszędzie im odpowiadano, że nie ma zapotrzebowania na takie modelki.
Odpowiednich dziewczyn szukały na uczelniach, podchodziły na ulicy. Gdy opowiadały o swoim pomyśle, większość odmawiała. Ale udało im się znaleźć kilka, które zgodziły się wziąć udział w pokazach.
Następnie obeszły Wrocław i okazało się, że w mieście jest tylko kilka sklepów z odzieżą dla otyłych. – W innych trafiają się jakieś pojedyncze ciuchy, przeważnie brzydkie. Trzeba było się naprawdę nachodzić. Przez kilka lat niewiele się zmieniło. Miejsce na pokaz za darmo udostępnił jeden z hoteli. Same przygotowywały choreografię, podkłady muzyczne, uczyły się poruszać.