W jego planie antykryzysowym znalazł się pomysł, że firmy motoryzacyjne powinny mieć fabryki w Stanach, a firmy budowlane mają wykorzystywać wyłącznie żelazo i stal z miejscowych hut. Nawet mundury i odzież robocza musiałyby być szyte z tkanin wyprodukowanych w USA.
Plan „Buy American” wywołał olbrzymie protesty, szczególnie Kanadyjczyków i Meksykanów związanych ze Stanami umową o wolnym handlu. Australijski minister ds. handlu stwierdził wprost: to oznaczałoby handlową wojnę.
Obama, pod falą światowej krytyki, obiecał w przyszłości staranniej dobierać słowa, ale okazało się, że w chęci do powrotu protekcjonizmu w gospodarce nie jest osamotniony.
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy, by zatrzymać kapitał nad Sekwaną, obiecał, że zniesie podatek przemysłowy dla producentów samochodów, by te zamiast w Czechach lub Polsce lokowały swoje fabryki we Francji. Irlandczycy, od lat wierni przekonaniu, że kapitał jednak ma ojczyznę, generalnie starają się kupować rodzime produkty.
Nic złego w narzucaniu „patriotycznych” zachowań zakupowych nie widzą też koncerny. Panasonic wezwał 10 tysięcy swoich japońskich menedżerów do kupna sprzętu elektronicznego produkowanego przez spółkę. Do maja menedżerowie wyższych szczebli mają kupić towar za co najmniej 200 tys. jenów (2,2 tys. dolarów). Kierownicy pracujący na niższych stanowiskach powinni kupić sprzęt o wartości 100 tys. jenów. Udział w kampanii jest dobrowolny, ale ponieważ Panasonic szczyci się opinią spółki z wysokim poziomem lojalności pracowników, analitycy spodziewają się dużego odzewu.