Monumentalna rzeźba, a zarazem fontanna na skwerze w pobliżu portu w Sandefjord, dzieło Knuta Steena upamiętniające łowców wielorybów przypomina pomniki wojennych bohaterów. Spiżowy harpunnik stojący na dziobie łodzi, unoszącej się na stromej fali nad większą od niej płetwą ogonową ogromnego wieloryba, w strugach wody wznosi do ciosu drzewce harpuna. Skwer z pomnikiem w kole, wyobrażającym różę wiatrów, obracającym się powoli dokoła swej osi to ulubione miejsce spotkań mieszkańców miasta. Turystów przyciąga z kolei położone w sąsiedztwie miejskiego rynku jedyne na świecie muzeum wielorybnictwa.
Na wieloryby polowano u norweskich wybrzeży i w innych regionach świata już od neolitu. W Hvalfangstmuseet można oglądać kościane harpuny i kajaki ze skór, umiaki, jakimi przy tych łowach jeszcze przed 100 laty posługiwali się Eskimosi. Polowania na pełnym morzu zapoczątkowali u schyłku średniowiecza Baskowie. W XVII w. statki z baskijskimi załogami łowiły wieloryby grenlandzkie wokół Spitsbergenu i Islandii. W tych czasach tłuszczem wielorybim oświetlano domy i ulice Londynu i Amsterdamu.
W drugiej połowie XVIII w. najważniejszymi portami wielorybniczymi stały się New Bedford i Nantucket na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Około 700 amerykańskich statków docierało nawet na południowy Atlantyk i Pacyfik. Ich rejsy, zanim ładownie wypełniły się 10 tys. beczek z tłuszczem wielorybim, trwały dwa, trzy lata. Do polowania używano niewielkich, ośmiometrowych łodzi, z których rzucano harpunami. Ranione zwierzęta dobijane lancami oprawiono przy burcie. W śmierdzącej chmurze dymu i tłustej sadzy dzielono mięso i wytapiano tłuszcz w kotłach wmurowanych na pokładzie.
W owych czasach w wielorybie wciąż jeszcze widziano tajemniczego morskiego potwora, ucieleśnienie biblijnego Lewiatana. Trzeba było wielkiej odwagi, by podnieść na owo monstrum – np. sięgające 30 m długości cielsko płetwala błękitnego, którego model naturalnej wielkości jest dumą Hvalfangstmuseet – uzbrojoną rękę.
„Moby Dick” Hermana Melville’a, opowieść o kapitanie Ahabie, ogarniętym żądzą zemsty na białym kaszalocie, w walce z którym stracił nogę, oraz jego statku i załodze, uchodzi za alegorię ludzkiego losu. Romantyczna i heroiczna epoka wielorybnictwa, gdy niejedna łódź roztrzaskana przez ranionego wieloryba szła na dno wraz z załogą, inspirowała też malarzy. Ich dzieła można podziwiać w muzeum. Ale skończyła się z chwilą wynalezienia działa wielorybniczego strzelającego harpunem z wybuchającym granatem. Skonstruował je w latach 70. XIX w. norweski szyper Sven Foyn. Już wcześniej zlecił budowę pierwszego parowego statku do połowu wielorybów.
Rejsy odbywano na nawiedzane potężnymi sztormami wody okalające Antarktydę. Ale wieloryb nie mógł już zagrozić łowcom. Z chwilą, gdy dostrzegł go marynarz czuwający w bocianim gnieździe, jego los był przesądzony. Kiedy statek zbliżył się do ofiary, kapitan, będący jednocześnie strzelcem, zbiegał specjalnym pomostem – taka stalowa konstrukcja zachowała się na „Southern Actor” – z mostku na dziób statku i strzelał do niej z działka. Zabitego wieloryba holowano do bazy na lądzie lub do statku przetwórni, czyli wielkiej pływającej rzeźni z 200-, 400-osobową załogą.