Pamiętna scena „Miasteczka Twin Peaks”. Przed czerwoną kotarą, która wypełnia cały ekran, siedzi karzeł i zamiast, na co wszyscy liczą, rzeczowo wyjaśnić agentowi Cooperowi, kto zabił Laurę Palmer, gmatwa wszystko dokumentnie. Zasłony nie bez powodu są fetyszem Davida Lyncha, reżysera „Twin Peaks” – pojawiają się w kluczowych scenach w co drugim jego filmie. Obiecują widzowi 100 procent zagęszczonej tajemnicy bez konserwantów. Nastrój buduaru lub lupanaru, co kto woli, ale zawsze odpowiednio teatralny i nierzeczywisty.
Gdy gęsto drapowane zasłony pojawiają się w hotelach, nocnych klubach czy luksusowych sklepach, tam, gdzie nasze poczucie rzeczywistości ulega stępieniu, mieszczą się w ramach przewidywalnego schematu. Okazało się jednak, że schemat ten jest nie dość pojemny. Dowodzi tego dom, który dwa lata temu stanął pod Salzburgiem.
[srodtytul]Dom w czarnych okularach[/srodtytul]
Niemożliwa do zapamiętania nazwa domu (47°40’48”N /13°8’12”E) zaprojektowanego przez biuro Flöckner Schnöll Architects oddaje jego dokładne położenie geograficzne. Wkrótce po tym, jak właściciele wprowadzili się do swego 47°N, zaczęli ich nachodzić przejeżdżający obok cykliści, prosząc o coś do picia lub do jedzenia. Parterowy dom ma najprostszą formę. Z daleka widać jedynie zdecydowane, horyzontalne linie żelbetowego dachu i podłogi. Co więc zwiodło cyklistów?
Na obwodzie dachu, czyli na zewnątrz, zamocowano rozsuwane czarne zasłony, które rozwiewa wiatr. Trudno się dziwić głodnym rowerzystom, że mylą dom z restauracją.