Szklane domy za firaną

W XX wieku architekci przeszklili domy, chcąc pokazać, jak żyjemy. Dziś widzą, że każdy z nas ma coś do ukrycia

Aktualizacja: 27.10.2009 09:27 Publikacja: 26.10.2009 22:55

Dom projektu Flöckner Schnöll Architects przejeżdżający rowerzyści mylą z restauracją

Dom projektu Flöckner Schnöll Architects przejeżdżający rowerzyści mylą z restauracją

Foto: Rzeczpospolita

Pamiętna scena „Miasteczka Twin Peaks”. Przed czerwoną kotarą, która wypełnia cały ekran, siedzi karzeł i zamiast, na co wszyscy liczą, rzeczowo wyjaśnić agentowi Cooperowi, kto zabił Laurę Palmer, gmatwa wszystko dokumentnie. Zasłony nie bez powodu są fetyszem Davida Lyncha, reżysera „Twin Peaks” – pojawiają się w kluczowych scenach w co drugim jego filmie. Obiecują widzowi 100 procent zagęszczonej tajemnicy bez konserwantów. Nastrój buduaru lub lupanaru, co kto woli, ale zawsze odpowiednio teatralny i nierzeczywisty.

Gdy gęsto drapowane zasłony pojawiają się w hotelach, nocnych klubach czy luksusowych sklepach, tam, gdzie nasze poczucie rzeczywistości ulega stępieniu, mieszczą się w ramach przewidywalnego schematu. Okazało się jednak, że schemat ten jest nie dość pojemny. Dowodzi tego dom, który dwa lata temu stanął pod Salzburgiem.

[srodtytul]Dom w czarnych okularach[/srodtytul]

Niemożliwa do zapamiętania nazwa domu (47°40’48”N /13°8’12”E) zaprojektowanego przez biuro Flöckner Schnöll Architects oddaje jego dokładne położenie geograficzne. Wkrótce po tym, jak właściciele wprowadzili się do swego 47°N, zaczęli ich nachodzić przejeżdżający obok cykliści, prosząc o coś do picia lub do jedzenia. Parterowy dom ma najprostszą formę. Z daleka widać jedynie zdecydowane, horyzontalne linie żelbetowego dachu i podłogi. Co więc zwiodło cyklistów?

Na obwodzie dachu, czyli na zewnątrz, zamocowano rozsuwane czarne zasłony, które rozwiewa wiatr. Trudno się dziwić głodnym rowerzystom, że mylą dom z restauracją.

Pozornie absurdalna dyndająca za oknem megafirana może być jednak bardzo funkcjonalna.

– Zasłona w 47°40’48”N/ 13°8’12”E wykonana jest z przepuszczającego powietrze tkanego polietylenu. Nawet gdy jest całkowicie zasunięta, można przez nią oglądać krajobraz, działa jak okulary słoneczne – wyjaśniają architekci Maria Flöckner i Hermann Schnöll. – Poza tym chroni przed zbyt silnym światłem słonecznym, wiatrem i śniegiem.

W tradycyjnej architekturze podobną rolę pełnią na przykład sudare, japońskie bambusowe rolety, które opuszcza się za oknem podczas wilgotnego i upalnego lata. Jak może wyglądać sudare w wersji ultranowoczesnej, pokazał architekt japoński Shigeru Ban w swoim projekcie z 1995 roku. Jego Curtain Wall House, choć nie ma jeszcze 15 lat, bez wątpienia zalicza się do klasyki. Nazwa domu odwołuje się do pojęcia, które w XX-wiecznej architekturze zrobiło oszałamiającą karierę. Ale Ban przekłuwa je jak nadęty balon.

W nomenklaturze architektonicznej ściana kurtynowa (curtain wall) to ściana zewnętrzna, na ogół szklana, która nie ma funkcji konstrukcyjnej, niczego nie dźwiga. Budynki o gładkich szklanych elewacjach ciągnących się przez wiele pięter to XX-wieczny symbol triumfu inżynierii budowlanej nad prawem ciążenia. Pierwszy stawiał je Mies van der Rohe.

[srodtytul]Ostrożne dawkowanie niedyskrecji[/srodtytul]

„Mies wymyślił ścianę kurtynową – wyjaśniał Shigeru Ban grę słów w nazwie swego domu – ja użyłem tylko kurtyny”. Olbrzymia, przeskalowana, rozsuwana biała płachta osłania dwa piętra domu. Światło przenika przez nią, nawet gdy jest zasunięta. W nocy dom wygląda jak lampion.

Dom stoi u zbiegu dwóch uliczek tak wąskich, że samochód może się na nich minąć najwyżej z rowerem. Taras pierwszego piętra wisi nad ulicą wsparty na wąskich słupach, gdy więc zasłona zostaje rozsunięta, dom nabiera lekkości szkieletu. Sama skóra i (genialne) kości. Z zewnątrz zupełnie nie widać szklanych przegród umieszczonych w głębi domu, zamykanych szczelnie w razie potrzeby, np. zimą, i oddzielających taras od części mieszkalnej.

Przyzwyczailiśmy się, że w domach nawiązujących do modernistycznej estetyki zasłon nie ma lub są ograniczone do absolutnego minimum. Mieszkańcy mają piękne widoki, ale i sami żyją jak na wystawie. Jakby mówili: nie mamy nic do ukrycia, precz z mieszczańską hipokryzją.

Jednak gdy rolę fasady w domu pełni gigantyczna zasłona, gra staje się bardziej intrygująca. Polega na ostrożnie dawkowanej niedyskrecji, zasłanianiu i odsłanianiu wnętrza.

– Dom powinien mieć kontakt z naturą, jednak w rozsądnym zakresie – mówi Michel Roeder z biura C18 Architekten, które wykorzystało motyw zewnętrznej zasłony w swoim Haus mit Atelier. Dom oddano do użytku w maju ubiegłego roku w niemieckim Wissgoldingen. Od ulicy widać tylko ślepą, białą ścianę minimalistycznej bryły. Dom otwiera się na stronę południową, tu zawieszono zasłony wykonane z materiału wykorzystywanego na budowach do osłaniania rusztowań. Srebrzyste, połyskujące.

– Olbrzymie szklane fasady można całkowicie otworzyć. Ma się wtedy wrażenie, że przyroda wchodzi do wnętrza. Zasłony pozwalają jednak odpowiednio stopniować tę otwartość, gdy potrzebujemy więcej intymności – tłumaczy Roeder. Na moje pytanie, czy czyszczenie zasłon nie jest przypadkiem trochę kłopotliwe, architekt robi wielkie oczy: – Czyścić zasłony? Użyliśmy materiału, którego nie trzeba czyścić.

W ciągu ostatnich lat powstało kilka budowli, które z zasłonki robią fasadę budynku, wykorzystując teatralny, barokowy motyw w ascetycznym kontekście. Ruchomą fasadę ma teatr pod gołym niebem otwarty rok temu na placu przed katedrą św. Wawrzyńca w Rotterdamie. A polska pracownia Moomoo realizuje pod Warszawą „s house” zaprojektowany dla fotografa i kostiumolożki. – Dom jest ukłonem w stronę właścicieli – mówi Łukasz Pastuszka z Moomoo. – Czerń elewacji nawiązuje do ciemni fotograficznej. Zasłona chroni przed słońcem, a jako ruchomy element daje też ciekawe tło w pracy fotografa. Może być używana jako ekran letniego kina – dodaje. W razie silnego wiatru lub śnieżycy dzięki elektrycznym czujnikom zsuwa się i chowa w obręb budynku.

[srodtytul]Zasłonki z energią[/srodtytul]

W amerykańskiej pracowni Kennedy & Violich Architecture powstał prototyp domu, w którym zasłony wiszące na zewnątrz budynku są wyposażone w baterie słoneczne. W ten sposób Soft House ma zbierać 16 kWh dziennie, czyli trzy razy tyle prądu, ile na dzień zużywa czteroosobowa polska rodzina.

Zewnętrzne zasłony chronią przed słońcem i złym spojrzeniem, dają ci trzy razy więcej energii, niż potrzebujesz, i nie trzeba ich myć. Jeśli się upowszechnią, odkrycie, kto zabił Laurę Palmer, będzie tylko kwestią czasu.

Pamiętna scena „Miasteczka Twin Peaks”. Przed czerwoną kotarą, która wypełnia cały ekran, siedzi karzeł i zamiast, na co wszyscy liczą, rzeczowo wyjaśnić agentowi Cooperowi, kto zabił Laurę Palmer, gmatwa wszystko dokumentnie. Zasłony nie bez powodu są fetyszem Davida Lyncha, reżysera „Twin Peaks” – pojawiają się w kluczowych scenach w co drugim jego filmie. Obiecują widzowi 100 procent zagęszczonej tajemnicy bez konserwantów. Nastrój buduaru lub lupanaru, co kto woli, ale zawsze odpowiednio teatralny i nierzeczywisty.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem