Przeglądając periodyki sprzed 200 czy tylko 100 lat, natrafiliśmy na mnóstwo reklam prezentów, o których nic nie wiemy. Ale po kolei. Czy we wspomnianym roku 1859 chcielibyście dostać: datoskaz, inodor albo też kosmoramę lub polioramę? A może kogoś ucieszyłby pod choinką ecritoir lub pressepapier, jak je nazywał „Kurier Warszawski“? Niektóre z tych nazw udało się nam rozszyfrować, ale części nie znaleźliśmy nie tylko w dawnych encyklopediach, ale i słownikach wyrazów obcych. Wydaje się, że były to wymysły handlowców niewiedzących, jak nazwać nowinki napływające z zagranicy.
Na początek kilka słów o zabawkach dla małych i całkiem dużych chłopaków. Bo już 100 lat temu wiedziano, że gdy ojciec kupuje kolejkę nakręcaną, to nie dla syna, ale dla siebie do zabawy. W XIX w. królowały mechaniczne cudeńka, napędzane skręconą sprężyną. Ale już pojawiały się zabawki elektryczne, a od pół wieku były na rynku zabawki parowe, w tym i lokomotywki ogrodowe. „Kurwar“ pisał w 1909 r. o Magazynie Francuskim przy ulicy hrabiego Berga 8 (dziś Traugutta), który oferował „Motory i kolejki parowe, tramwaje elektryczne, latające aeroplany oraz Pastime Puzzle“.To po prostu puzzle zabawowe albo rozrywkowe; jakby inne istniały...
Komentator tej gazety opisywał swą ekscytację „zabawkami awiacyjnymi“. Na sznurku pod sufitem można było zawiesić blaszane modele zeppelina o długości 30 lub 40 centymetrów, które latały w kółko. Ale jeszcze ciekawiej prezentowały się aeroplany na wolnym powietrzu. „Aparacik taki po nakręceniu śruby może przebiedz przy sprzyjającym wietrze od 50 do 100 metrów. Ster jest tak urządzony, że można nadać im pewien kierunek wirowy lub pionowy, a przy 150 obrotach śruby ma się jedną z najidealniejszych rozrywek dla dzieci i dorosłych“.