Reklama

Mistrzowskim ciosem Eminem powraca na muzyczny ring

Kilka lat na dnie pomogło Eminemowi artyście. Zgodnie z tytułem płyty – wyzdrowiał. Odrodzony raper zaskakuje

Publikacja: 02.08.2010 03:54

Mistrzowskim ciosem Eminem powraca na muzyczny ring

Foto: Rzeczpospolita

Ten album to knock-out. Połączenie błyskotliwości, dowcipu i ironii z produkcjami, które udowadniają, że za wcześnie mówić o hip-hopie w czasie przeszłym.

„Recovery” Eminema zaraz po premierze znalazł się na szczycie „Billboardu”. Kilka lat temu raper nie mógł marzyć o takim powrocie. Przeżywał kłopoty osobiste, cierpiał na depresję i uzależnienie od leków. Wydany przez dwoma laty krążek „Relapse” (z ang. nawrót choroby) miał działać terapeutycznie. Dziś wiemy, że płyta była tylko próbą – Eminem sprawdzał, czy może konkurować z innymi twórcami hip-hopu. Na wydanej właśnie „Recovery” nie ma śladu niepewności – biały raper idzie jak burza.

Początek krążka jeszcze nie zwala z nóg, ale duet z Pink w „Won’t Back Down” to już mistrzowski cios. Z połączenia agresywnych wersów Eminema, zmysłowych refrenów Pink i hipnotyzujących hendriksowskich gitar powstał monumentalny utwór z potencjałem na evergreen. W „W. T. P.” Eminem, który potrafi bulwersować, obrażać i wyśmiewać, gra rolę kaowca. Rozkręca imprezę na parkiecie, namawia do tańca i niegrzecznych zabaw po zmroku.

Nie byłby jednak sobą, gdyby w „Going through Changes” nie poruszył sentymentalnej nuty. Jest zresztą niezrównany, gdy w melancholijnych utworach robi rachunek sumienia. Teraz znów osiąga zamierzony efekt – pisze kolejny rozdział muzycznej autobiografii. „Not Afraid” brzmi jak zwycięski hymn, pobrzmiewa w nim satysfakcja człowieka, który odzyskał własne życie.

Szczęśliwie Eminemowi daleko do nawracania innych. Dał po prostu popis siły: w tekstach chwali się życiem bez leków i narkotyków. Chętniej teraz sięga po popowe motywy („No Love”, „25 to Life”). Żaden z utworów nie jest hermetyczny, pojawia się więcej uniwersalnych melodii.

Reklama
Reklama

Przebojowe kompozycje zawsze były mocną stroną Eminema, ale na „Recovery” poszedł o krok dalej. Muzyka się zmieniła, a on znalazł sposób, by osłodzić brzmienie utworów i pozostać sobą – najniebezpieczniejszym zawodnikiem na hiphopowym ringu.

Ten album to knock-out. Połączenie błyskotliwości, dowcipu i ironii z produkcjami, które udowadniają, że za wcześnie mówić o hip-hopie w czasie przeszłym.

„Recovery” Eminema zaraz po premierze znalazł się na szczycie „Billboardu”. Kilka lat temu raper nie mógł marzyć o takim powrocie. Przeżywał kłopoty osobiste, cierpiał na depresję i uzależnienie od leków. Wydany przez dwoma laty krążek „Relapse” (z ang. nawrót choroby) miał działać terapeutycznie. Dziś wiemy, że płyta była tylko próbą – Eminem sprawdzał, czy może konkurować z innymi twórcami hip-hopu. Na wydanej właśnie „Recovery” nie ma śladu niepewności – biały raper idzie jak burza.

Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama