„Robert! Do zobaczenia na drugim brzegu!” Ten zaszyfrowany komunikat wysyła w świat grupa – Ewa, Ilona, Kasia M, Napoleon, Łysy, Crazy, Paweł K, Robert S.
Kim był Robert? Kim są jego przyjaciele? Czy to dialog ze zmarłym czy rozmowa, jaką prowadzą między sobą członkowie nie chcącego się ujawnić stowarzyszenia?
Bez patosu
„Jesteś zawsze z nami Promyczku!”, „Żegnaj Ludmiło, byłaś bardzo dzielna”. Te ogłoszenia podpisane są tylko imionami, bo o uczuciach mówi się publicznie, ale anonimowo.
Także mają na celu zademonstrowanie więzi, jakie istniały między nadawcą i zmarłym. Osobliwie wyrafinowaną, choć niepozbawioną pretensjonalności formą takiego komunikatu są nekrologi, które w każdą rocznicę śmierci męża Janusza Łętowskiego zamieszcza w „Gazecie Wyborczej” wdowa po nim Ewa Łętowska. Dedykuje zmarłemu utwory muzyczne: „F. Schubert, Adagio Es-dur, opus posth. 148 D. 897, L. van Beethoven, Wariacje »Eroica«, opus 35. E. Granados Goyescas, cz. I Quejas, o la maja y el ruisenor”, G. Rossini „Tancredi” akt I, sc. V, wers 20- 24”. Anons ma podkreślić elitarne zainteresowania zmarłego, wskazać na porozumienie dusz między małżonkami.
Gdy życie przenosi się do Internetu, ze śmiercią musi być podobnie