– Jaki bunt!? Żadna z pszczół nie ma wyboru, żyje tak, a nie inaczej, bo biologia ją determinuje.
*
A ta historia o Guciu też prawdziwa? – pytam Tadeusza Woszczyńskiego. – Truteń jest tak leniwy, że nawet nie potrafi się najeść, chodzi po tym plastrze bez sensu i nie wie, co ma robić. Jakby go robotnica nie nakarmiła, to by umarł z głodu.
Tuż przed zimą robotnice przestają je karmić i trutnie słabną, pszczoły wyrzucają je z ula, bo w zimę każda trutniowa gęba do wykarmienia to mniej miodu dla robotnic. Ale wyrzucają tylko z takich uli, w których stosunki rodzinne są stabilne: matka czerwi, robotnice pracują, powstają larwy itd. Gdy są jakieś problemy, matka nie czerwi albo w ogóle jej nie ma, to pszczoły nie wyrzucają trutni – czekają, bo może się jeszcze do czegoś przydadzą. Jakby zabezpieczały się na wszelki wypadek.
I jeszcze jedno jest ciekawe: trutnie poprawiają jakość pracy robotnic, pszczoły lepiej pracują, jak trutnie są dookoła, a jak ich nie ma, to są mniej zdyscyplinowane. Chyba tęsknią za chłopem. Na 50 tysięcy pszczół musi być minimum tysiąc trutni w ulu, żeby była harmonia.
*
Doktor hab. Grażyna Topolska – kierownik Pracowni Chorób Owadów Użytkowych Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW w Warszawie:
– Nie ma w tej chwili jednej pewnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego pszczoły giną. Zimą straty rzędu 10 procent rodzin są normalne. Co jakiś czas pszczoły giną na większą skalę, ale zwykle te fale ustają, natomiast obecna faza upadku rodzin pszczelich rozpoczęta w 2006 roku trwa z różnym nasileniem na różnych obszarach do dziś.
W latach 40. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych było 6 mln rodzin pszczelich, pozostało jedynie 2,3 mln. Corocznie ginie tam ponad 30 procent rodzin. W Chinach na niektórych obszarach wyginęły praktycznie wszystkie pszczoły miodne. Parę lat temu świat obiegły zdjęcia Chińczyków zapylających kwiaty pędzelkami. Bo oczywiście brak miodu to najmniej dotkliwy skutek braku pszczół.
Korzyści, jakie otrzymujemy z pracy pszczół są niemal stukrotnie wyższe, niż korzyści z produktów pszczelich, które spożywamy. Główną z tych korzyści jest zapylanie, dzięki któremu rozmnażają się rośliny, powstaje żywność dla ludzi i pasze dla zwierząt. 80 procent roślin uprawnych i dziko-rosnących kwiatów jest zapylane przez pszczoły.
Obecnie uważa się, że przyczyna ginięcia rodzin pszczelich jest złożona. Najprawdopodobniej dochodzi do kumulacji działania wielu czynników, wśród nich: chorób, niedoborów pokarmowych, substancji toksycznych występujących w środowisku, w tym także w pokarmie pszczół. Nie wyklucza się istotnego wpływu pestycydów stosowanych do ochrony roślin. Jednak BBC podała ostatnio, że Jeff Pettis, czołowy amerykański naukowiec, który jako pierwszy wiązał upadki pszczół ze stosowaniem środków ochrony roślin z grupy neonikotynoidów, ostatnio ujawnił, że jego wyniki otrzymane w laboratorium, nie znalazły potwierdzenia w próbach terenowych. Wyniki włoskich badań wydają się wskazywać na coś wręcz przeciwnego.
W Polsce także notujemy upadki rodzin, zwłaszcza zima 2009/2010 była ciężka, ogólnie wyginęło 18, a w niektórych rejonach nawet do 22 procent populacji.
Sytuacja w pasiekach uległa pogorszeniu, gdy dotarły do nas choroby z Azji. Import pszczół sprzyja szerzeniu sie chorób. Na szczęście plany sprowadzania do Polski pakietów pszczelich (małe rodzinki pszczele) z Nepalu nie zostały zrealizowane, a przy imporcie matek pszczelich z zagranicy stosowane są ścisłe kontrole. Ale pozostał problem nielegalnego importu matek. Tą drogą pojawił się w Europie nieznany tu wcześniej szkodnik mały chrząszcz ulowy – zauważono go w Portugalii w 2004 r. Wówczas zlikwidowano w okolicy wszystkie rodziny pszczele i do tej pory brak jest informacji o nowym ognisku inwazji. Ale zagrożenie wynikające z nielegalnego importu matek ciągle istnieje.
Na szczęście wygląda na to, że problem ostrych zatruć pszczół pestycydami się zmniejszył. Na rynku dostępne są pestycydy, które są stosunkowo bezpieczne dla pszczół, oczywiście o ile są odpowiednio stosowane. Jeszcze parę lat temu na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie można było kupić wszystko, również silnie toksyczne dla pszczół środki ochrony roślin ze wschodu. I były kupowane, ponieważ były tańsze niż te lepszej jakości.
*
Piotr Miarka: – Jak rolnik ma wybór: kupić tanio czy drogo środki ochrony roślin, to wiadomo, że kupi tanio. A pszczoły cierpią.
Tadeusz Woszczyński: – Widzi pan mój oheblowany palec, znam takich, co mają palce poobcinane. Bo każdy pszczelarz to majsterkowicz. Sami sobie ule robimy, sami reperujemy. Tego zawodu nie da się wykonywać bez serca.
Etyka pszczelarzy? Ciągle istnieje przekonanie, że pszczelarze to są uczciwi ludzie, jeszcze nie tak dawno pszczelarze byli zwolnieni z przysięgi w sądzie.
– A chrzczenie miodu cukrem? – pytam.
– To nie ma sensu. Pszczelarze w Polsce najczęściej sami sprzedają swój miód. Każdy słoik jest podpisany, każdy swoim nazwiskiem gwarantuje jakość miodu.
W sklepach są częste kontrole. Oczywiście są handlarze – nie pszczelarze, tylko handlarze – którzy oszukują. Na przykład kilka lat temu w sklepach pojawiał się miód z Chin bardzo mocno faszerowany antybiotykami. Facet sprowadził kilkaset ton i wykryto to, zresztą prawdopodobnie pszczelarze donieśli. I wie pan co, ten handlarz, jak odkryto jego przekręt, to się zastrzelił, tyle pieniędzy stracił, że tego nie przeżył.
Piotr Miarka: – Pszczoły miodu nie sfałszują, tylko pszczelarz może to zrobić. Dobry pszczelarz gwarantuje swoim honorem, że sprzedaje dobry miód. To ciągle nie jest jeszcze zdegenerowany zawód. I jak ktoś ma pasję, to i zarobi. Tylko trzeba pszczoły wozić na obce pasieki. Ze stacjonarnej gospodarki wyżyć się nie da.
Tadeusz Woszczyński: – Zdarzają się kradzieże uli – obszczymurki kradną miód na bimber, blachę z uli na złom, całe pasieki giną. I zdarza się, że pszczelarze też kradną. Nasilenie takich kradzieży przypada na czas, gdy pszczoły w danym regionie giną. Na przykład na Podkarpaciu zwykle po zimie dużo rodzin spada i wtedy nieuczciwi pszczelarze stamtąd wysyłają ludzi w Polskę na kradzież uli. Kradną na Mazowszu czy na Mazurach, ule palą, rodziny przesiedlają. Takie rzeczy też się zdarzają, niestety.
*
– Nie nudzi to pani? – pytam dr Grażynę Topolską. – Czy mnie nudzi? Ja codziennie jestem przez pszczoły zaskakiwana. Najwspanialsze jest to, że ciągle nie umiemy do końca przewidzieć ich reakcji. I to, że kiedy pracujesz z pszczołami, to nie da się myśleć o niczym innym. Świat poza pszczołami przestaje istnieć. Widzę poszczególne osobniki, widzę społeczność, patrzę na pszczoły pracujące na plastrze, oceniam ich aktywność, diagnozuję pojawiające sie problemy. Widzę dwupoziomowy świat, w którym jeden organizm, jakim jest rodzina pszczela, złożony jest wielu indywidualnych osobników – pojedynczych pszczół. Nie wolno nam dopuścić, aby ten świat wyginął. Einstein powiedział, że jeśli wyginą pszczoły, człowiekowi zostaną cztery lata istnienia. Nie warto sprawdzać, czy miał rację.
Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus
, kwiecień 2011