Kora z konopi

Nie wiadomo, czy suczka Ramona zacznie sypać podczas przesłuchania w sprawie zaadresowanej na nią paczki z marihuaną. Na wszelki wypadek mainstream wziął w obronę Korę, właścicielkę pieska

Publikacja: 17.06.2012 16:00

Kora z konopi

Foto: Forum, Andrzej Świetlik Andrzej Świetlik

Kiedyś żywa legenda polskiego rocka lat 80., ostatnio jurorka jednego z muzycznych show w Polsacie, popierająca Palikota i powtarzająca za nim żenujące hipotezy o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Od kilku dni  współwłaścicielka psa, do którego „ktoś" wysłał paczkę z 60 g marihuany, zatrzymana przez policję pod zarzutem posiadania narkotyków, gdy w jej domu znaleziono 3 g. Paczkę adresowaną do suczki Ramony wywąchał inny pies. – Wyszukana została wśród innych przesyłek. Po otwarciu przez celników została wstępnie zbadana narkotestem, a po weryfikacji, że to konopie indyjskie, przekazana do laboratorium celnego – wyjaśnia Piotr Tałałaj, rzecznik warszawskiej izby celnej. – Najwięcej takich przesyłek zatrzymujemy w warszawskim celnym urzędzie pocztowym. Nie ma dnia, żeby nasi celnicy nie zatrzymali takiej paczki. Zawierają od jednego, dwóch do kilkunastu, kilkudziesięciu gramów narkotyku. Znajdujemy takie przesyłki w różnych miejscach, kawie, herbacie, zabawkach czy nawet kremie nawilżającym – dodaje Tałałaj.

– To sytuacja kuriozalna – twierdzi z kolei menedżerka Kory Katarzyna Litwin. – Kora nie została zatrzymana. Udała się na komisariat, żeby sprawę wyjaśnić dobrowolnie. Postawiono jej zarzuty posiadania 3 g marihuany. Przesyłka nie była zaadresowana na Korę czy Kamila Sipowicza, jej partnera, tylko na Ramonę Sipowicz. Ramona to pies Kory. Ja sama jestem w lekkim szoku. Nie wiem, jak to mam oceniać czy odbierać. Mam nadzieję, że to była jakaś prowokacja czy zbieg okoliczności i ta akcja nie miała nic wspólnego z tym, że w zeszłym tygodniu Kora w wypowiedzi dla „Wprost" opowiadała się za legalizacją marihuany.

To fakt, wokalistka Maanamu nigdy nie ukrywała swoich poglądów w tej kwestii. Tygodnikowi „Wprost" zwierzała się niedawno: „Nie piję alkoholu i, gdybym miała takie możliwości, a ich nie mam, bardzo chętnie zapaliłabym sobie marihuanę. Tysiąc razy bardziej wolę to niż jakieś środki chemiczne, farmaceutyczne, które po prostu robią kongo w mózgu. Powiedzmy sobie szczerze: jak państwo będzie miało możliwość, to będzie karało na wszelkie dostępne mu sposoby, bo łatwiej przecież złapać jakiegoś młodego człowieka z marihuaną niż prawdziwych przestępców". Na taki punkt widzenia z pewnością nie miał wpływu Janusz Palikot, który przed ostatnimi wyborami na haśle „Sadzić, palić, zalegalizować" zbił nieco wyborczego kapitału. Olga „Kora" Jackowska postulat ten zgłaszała jeszcze w czasach, gdy lider „nowej lewicy" publikował jeszcze w swoim „Ozonie" okładki obrażające gejów.

Obrona autorytetu

Co ciekawe, paczka dla suki Ramony zbiegła się w czasie z 61. urodzinami Kory. Być może ktoś chciał zrobić piosenkarce prezent, być może gramów było nie 60, ale 61. Być może chciała go sobie zrobić sama, są tacy, którzy twierdzą, że całe to zdarzenie Kora osobiście zaaranżowała dla medialnego rozgłosu, ale wydaje się raczej, że to przejaw czyjegoś bezgranicznego – mówiąc najdelikatniej – braku rozsądku lub przekonania o własnej wyjątkowości. I tego, że jej akurat, gwieździe, celebrytce, działaczce i jurorce teleturnieju, „niczego nie zrobią". Bo też, poza Palikotem, który stawał już w obronie ludzi z zarzutami posiadania narkotyków, ma Jackowska mocnych obrońców.

Jako pierwszy z odsieczą pospieszył były prezydent Aleksander Kwaśniewski. – Trzy gramy to jest kategoria, która powinna być całkowicie zdekryminalizowana – mówił w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet. – Posiadanie niewielkiej ilości marihuany nie powinno być karane i powinno być dopuszczone, ale 60 g to nieco inna historia.

Inna, ale wytyczne byłego prezydenta są czytelne. – Restrykcyjne prawo, które przyjęliśmy w 2000 r., nie spełniło swojego zadania. Nie zmniejszyło zagrożenia narkomanią, a jednocześnie wykoleiło życie setek tysięcy ludzi, którzy znaleźli się w takiej sytuacji [...]. Dzisiaj prokurator może odstąpić od karania, jeżeli uznaje, że nie ma jakiegoś zasadniczego zagrożenia. Mam nadzieję, że w sprawie Kory prokurator zachowa się właściwie – dodał Kwaśniewski.

Wtóruje mu Piotr Pacewicz z „Gazety Wyborczej". „Kora jest artystką i celebrytką, która nie poddaje się wzorcom popkultury, lecz rzeźbi swoje życie, jak chce. O marihuanie mówi, że to sposób na „zmianę percepcji, ale taką, którą się zna i której się pożąda. [...] Jest za legalizacją, ale nie za paleniem od rana do wieczora" – pisze Pacewicz. I wyraża nadzieję, że Korze nic nie grozi, „bo nawet polscy prokuratorzy wyczuwają granice śmieszności. Już zresztą została potraktowana ulgowo. [...] W więzieniach siedzi kilkuset złapanych drugi czy trzeci raz ze skrętem czy paczuszką. Represjonowani są działacze ruchu Wolnych Konopi. Pod rękę z takim prawem, które nas ośmiesza, ale nie śmieszy, idzie pozbawiony podstaw lęk przed »narkotykami«. Oczywiście nie zaliczamy do nich alkoholu, choć ryzykownie pije co szósty Polak! Według specjalistów konopie są używką pod każdym względem mniej groźną niż alkohol czy nikotyna" – czytamy dalej. I dodaje, że casus Kory z punktu widzenia opinii publicznej ma wielką zaletę, bo pokazuje „prawny absurd, a przecież prawo nie powinno być śmieszne [...]. To prawo jest także głupie, krzywdzące". Nie zapominajmy, że już w ubiegłym roku Kora, ku zaskoczeniu wielu czytelników, została wpisana przez inny salonowy tygodnik, czyli „Politykę",  w poczet współczesnych polskich... autorytetów. Autorytety zostały zapytane, jak widzą Polskę przyszłości. Kora odparła, że będzie to kraj „konopiami kwitnący".

Zabawa w chowanego

Do historii polskiej muzyki rozrywkowej przejdzie jako wokalistka Maanamu, jednej z najpopularniejszych grup rockowych lat 80. minionego wieku, która w 2008 r. została rozwiązana po 32 latach istnienia. Kora urodziła się w 1951 r., jest córką komendanta policji państwowej w Buczaczu, który po agresji ZSRR na Polskę został aresztowany przez NKWD, ale zdołał uciec. Jego pierwsza żona zmarła na zesłaniu w ZSRR. Rodzice Kory poznali się po

II wojnie światowej w Krakowie, była ich piątym i najmłodszym dzieckiem. „Jako nastolatka była silnie związana z krakowskim środowiskiem artystycznym i hippisowskim. Przyjaźniła się z Piotrem Skrzyneckim, Jerzym Beresiem, Wiesławem Dymnym, Krystyną Zachwatowicz czy Piotrem Markiem. To w czasach hippisowskich przyjęła swój pseudonim Kora" – czytamy w Wikipedii. Na scenie zadebiutowała w lutym 1976 r. w poznańskim klubie Aspirynka, występując z Markiem Jackowskim i Milo Kurtisem w zespole Maanam. Od 1980 r. grupa wydała 11 studyjnych albumów, nagrywając przebój za przebojem: „Boskie Buenos", „O! Nie rób tyle hałasu", „Kocham cię, kochanie moje", „To tylko tango" czy „Raz dwa, raz dwa".

Prywatnie, mając 20 lat, poślubiła Marka Jackowskiego, małżeństwo trwało od 1971 do 1984 r. Ich jedyny syn Mateusz przyszedł na świat w 1972 r. Po trzech latach małżeństwa i przeprowadzce z rodzinnego Krakowa do Warszawy Kora poznała swojego kolejnego partnera – Kamila Sipowicza. Owocem tego związku jest jej drugi syn Szymon, urodzony w 1976 r. Był on jednak wychowywany przez Jackowskiego, nieświadomego, że nie jest ojcem dziecka. Sipowicz pracował później przy organizacji koncertów Maanamu. U szczytu popularności zespołu w 1984 r. Kora rozwiodła się z Jackowskim, ale postanowili nadal występować razem. Z Sipowiczem zamieszkała dopiero w 1989 r. Po śmierci jego matki, która nie akceptowała tego związku.

Pierwsza dekada nowego wieku nie przyniosła artystce żadnego muzycznego sukcesu. Być może dlatego właśnie w 2010 r. postanowiła nowy singiel wesprzeć mrożącą krew w żyłach opowieścią, idealnie wpisującą się w jej nowy ostry antyklerykalizm. Trudno oceniać, dlaczego Kora zdecydowała się, i dlaczego dopiero po tylu latach, opowiedzieć swoją dramatyczną historię związaną z molestowaniem jej w dzieciństwie przez bliżej nieokreślonego księdza. Nietrudno za to zauważyć, że swoje wyznanie połączyła z promocją teledysku do nowej piosenki „Zabawa w chowanego". Śpiewa w niej m.in.

Muszę się cofnąć do obrazu pana


Starego, miłego, do świętego Jana,


Perypatetyty z duszą, co waży trzy gramy,


Szczęść Boże mówił i wszystkim się kłaniał.

Bywało, że nas wołał gestem albo słowem,


Wybrał jedną, jak owcę ze stada.


Gdzie byłeś Ty, który wszystko widzisz


I który patrzysz, patrzysz na nas z dala.

Szliśmy powoli do domu cudnego,


By jeść winogrona w sposób arcyśmiały.


Z majteczek, z ust, do ust i ust.


Z rąk dziecinnych takich małych.

To nowy rodzaj jest zabawy,


W sekrety, ciuciubabkę i piekło, i niebo,


głuchy telefon.


I ulubionej zabawy w chowanego.

W wywiadzie dla „Wprost", na niespełna tydzień przed premierą teledysku, mówiła: „Ksiądz zaprosił mnie na swoje winogrona. Całkiem możliwe, że nie mnie jedyną. Pamiętam doskonale, jak strasznie się bałam, gdy wyszłam od księdza. Przez lata nie byłam w stanie nikomu o tym powiedzieć, nikomu się poskarżyć, bo byłam wychowana w poczuciu, że kobieta jest grzesznym narzędziem, że to ta Ewa, to jabłko, że wina jest we mnie. Choć to przecież ja byłam ofiarą starego, obrzydliwego księdza. Był starym, śmierdzącym człowiekiem, który wpychał mi jęzor do ust i gmerał w majtkach. [...] Gdy proboszcz kończył śniadanie, rozpoczynało się spotkanie z dziećmi. Pod sutanną miał spodnie, a w tych spodniach cukierki w głębokich kieszeniach. Nie dawał nam ich sam. Dziewczynki musiały podchodzić po kolei i grzebać w tych kieszeniach, by znaleźć cukierka. A przy okazji grzebały, wiadomo gdzie. Jak sobie przypominam te niedzielne poranki, to zalewa mnie krew. Zakonnice o wszystkim wiedziały, wszystko działo się na ich oczach. Były strażniczkami tego cichego szaleństwa, tej sparaliżowanej grozy". Dwa lata wcześniej, gdy „Sukcesowi" opowiadała o dawnej próbie samobójczej, nie wspominała o księdzu pedofilu. „Jako 17-latka tak to zrobiłam, że praktycznie znalazłam się po drugiej stronie, i chyba coś wiem o tym tunelu. Wtedy dopiero doceniłam życie, nawet to przepełnione bólem". Dodawała, że choć rzuciła papierosy i mało je, przytyła. Na pytanie, czy teraz uważa się „za bardziej seksowną", żachnęła się: „Okropność! Nie podobają mi się kobiety, które są takie bardzo kobiece, ani pod względem psychicznym, ani fizycznym".

Posprzątać po Ramonie

Kilka tygodni po promocji piosenki o pedofilu Kora opublikowała wspólnie z Sipowiczem list otwarty, nie wiadomo do kogo, ale wiadomo, że został zawieszony na blogu Palikota. W nim także jest mowa o ludziach „przepełnionych bólem", ale tym razem bólu tego piosenkarka nie tylko nie koi, lecz wzorem swojego guru rozdającego dzieciom prezerwatywy robi wszystko, by zranionych okaleczyć jeszcze mocniej. Zero wrażliwości, czyste szaleństwo.

10 lipca 2010 r. Kora z Sipowiczem piszą: „Katastrofa smoleńska w rekordowym tempie została przekształcona przez polityków i kapłanów w nowy mit wolnej Polski. Nikt dotychczas jednoznacznie i bez obłudnej poprawności politycznej nie podał w wątpliwość jakości kamienia węgielnego tego mitu. Odważył się jeden polityk – Janusz Palikot. Spotyka go w tej chwili kara ze strony kolegów i wrogów z własnej partii. Powstała ponadpartyjna grupa Oburzonych, z których część chce pewnie zrobić na tym małą polityczną karierkę, a część wyrównać rachunki z niewygodnym i wyrazistym politykiem. [...] Żyliśmy w komunie i nikt nam nie zabronił myśleć, zatem i dziś możemy zrobić użytek z mózgu. Stawiamy tylko kilka logicznie nasuwających się pytań. Po pierwsze: skoro wizyta Prezydenta w Katyniu była tak ważna, to dlaczego spóźnił się on na lotnisko warszawskie 25 minut? A właśnie te 25 minut mogło ocalić życie 96 ludzi. Po drugie: część otoczenia Prezydenta twierdzi w kuluarach, że przed wylotem Prezydent zorganizował przyjęcie dla przyjaciół. Przyjęcie to przeciągnęło się do wczesnych godzin rannych. Po trzecie: kilka minut przed lądowaniem prezydent rozmawiał z Bratem, z Bratem, dla którego to przecież wykonał zadanie i został Prezydentem. Może Brat doradził mu, żeby lądować, mimo mgły i chyba nie najlepszej opinii o technice lotniskowej w mieście leżącym na rubieżach osłabłego imperium. [...] Jeżeli na te pytania odpowiedź byłaby twierdząca, to Prezydent rzeczywiście mógł przez swoją lekkomyślność, a także sarmacką brawurę, być współwinny tej katastrofy. [...]  Na smoleńskim micie zbudował powrót do wielkiej polityki Brat. Nie słyszeliśmy jednak, żeby ktoś z ośmiu milionów ludzi, którzy głosowali na niego, zadał dwa proste pytania: o czym rozmawiali bracia przed katastrofą?". I tak dalej, jakby nie pisała tego świetna przed laty tekściarka, ale otumaniony popularnością błazen ze świńskim ryjem.

W lutym 2011 r. zasiadła w jury polsatowskiego show dla śpiewających amatorów „Must Be the Music. Tylko muzyka". Na nagrania często zabierała Ramonę, po której sprzątać musieli pracownicy stacji. Zainwestowała w nowy wizerunek „wiecznie młodej" weteranki rocka, ale występy, które zdarza jej się dawać, w niczym nie przypominają tych sprzed lat, gdy czarowała głosem i charyzmą. Ile zresztą można śpiewać? Łatwiej płynąć z antyklerykalnym prądem.

Więc w maju 2012 r. podpisała kolejny list otwarty, tym razem w sprawie Radia Maryja. Ale nie tego, by rozgłośni przyznać miejsce na multipleksie, wręcz przeciwnie – by nie protestować w obronie wolności słowa. „Za skandaliczne uważamy hałaśliwe domaganie się specjalnych praw i wywieranie politycznych nacisków zarówno na niezależny organ, jakim jest KRRiT, jak i na niezawisły sąd rozpatrujący sprawę. Organizowanie w tej sprawie kampanii politycznej, dezinformowanie opinii publicznej i wyprowadzanie na ulicę ludzi fałszywie informowanych, że KRRiT »zamyka TV Trwam«, stanowi budzące nasz sprzeciw nadużycie".

Obok Kory podpisały to podlizujące się władzy pismo takie tuzy „niezależnej" kultury jak bardzo ostatnio prorządowi Andrzej Mleczko, Janina Paradowska czy Agnieszka Holland. Są tam też autografy Sipowicza, Szczuki, Sierakowskiego, nawet prof. Maria Janion uznała, że upolityczniona jak nigdy wcześniej Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wymaga obrony przed ludźmi domagającymi się równego traktowania mediów katolickich i antykatolickich.

O dziwo, pod wiekopomnym listem nie podpisała się suczka Ramona. Cóż, nie dla psa kiełbasa.

Kiedyś żywa legenda polskiego rocka lat 80., ostatnio jurorka jednego z muzycznych show w Polsacie, popierająca Palikota i powtarzająca za nim żenujące hipotezy o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Od kilku dni  współwłaścicielka psa, do którego „ktoś" wysłał paczkę z 60 g marihuany, zatrzymana przez policję pod zarzutem posiadania narkotyków, gdy w jej domu znaleziono 3 g. Paczkę adresowaną do suczki Ramony wywąchał inny pies. – Wyszukana została wśród innych przesyłek. Po otwarciu przez celników została wstępnie zbadana narkotestem, a po weryfikacji, że to konopie indyjskie, przekazana do laboratorium celnego – wyjaśnia Piotr Tałałaj, rzecznik warszawskiej izby celnej. – Najwięcej takich przesyłek zatrzymujemy w warszawskim celnym urzędzie pocztowym. Nie ma dnia, żeby nasi celnicy nie zatrzymali takiej paczki. Zawierają od jednego, dwóch do kilkunastu, kilkudziesięciu gramów narkotyku. Znajdujemy takie przesyłki w różnych miejscach, kawie, herbacie, zabawkach czy nawet kremie nawilżającym – dodaje Tałałaj.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla