Grycanki szturmują show-biznes

Będzie miała swój program, napisze książkę, a jej nowa cukiernia olśni całą stolicę. Kiedy? Nieważne. Ważne, że Marta Grycan jest już sławna. Rozgłos, przysługujący w Rosji i USA dziedziczkom wielkich fortun, dotarł do Polski. W synowej lodowego potentata Zbigniewa Grycana nasze media znalazły wreszcie odpowiednik Paris Hilton, Ivany Trump i Ksenii Sobczak.

Publikacja: 30.06.2012 01:01

Grycanki u Kuby Wojewódzkiego w TVN

Grycanki u Kuby Wojewódzkiego w TVN

Foto: YouTube

Tekst z archiwum magazynu "Sukces"

Marta Grycan

wkroczyła w życie przeciętnego Polaka pod koniec grudnia, kiedy Tomasz Jacyków i Dawid Woliński okrzyknęli ją najlepiej ubraną Polką, a plotkarski portal Pudelek porównał ją i jej nastoletnie córki do Kardashianek, czyli amerykańskich milionerek znanych z tego, że są znane. Od tej pory częstotliwość pojawiania się Marty Grycan w mediach można porównać do Adama Małysza w czasach świetności.

W styczniu widzowie telewizji śniadaniowych mogli ją oglądać co kilka dni – samą i z córkami, gotującą i wypowiadającą się na ważkie tematy społeczne, np. czy krągłości należy się wstydzić i czy przyrównanie jej do Kardashian jest obraźliwe. W obu przypadkach: nie. Szczupli ludzie są nieszczęśliwi, a anorektyczne kształty są passé. A Kardashianki? Marta Grycan życzyłaby sobie tyle siły i przedsiębiorczości, ile ma mama Kardashian, która skandal rodzinny umiała przekuć w sukces medialny i finansowy.

Show „Z kamerą u Kardashianów" ruszył w październiku 2007 r. na kanale E!, siedem miesięcy po tym, jak do mediów przedostało się seksnagranie wideo z udziałem 27-letniej wówczas Kim Kardashian i wokalisty R&B Raya J'a. Kim, znana dotąd jako córka zmarłego w 2003 r. znanego prawnika Roberta Kardashiana, i jej przyjaciółka Paris Hilton musiały poradzić sobie ze wstydem i krytyką. Jej przedsiębiorcza matka Kris postanowiła upokorzenie obrócić w fortunę i wpuściła do domu kamery. Od tej pory Kardashianowie są najbardziej znaną celebrycką rodziną w USA, a Kim na samych tylko reklamach zarobiła kilka milionów dolarów.

Z ciemnowłosą Kris mamę Grycan łączy z pewnością jedno: też nie pozwoli skrzywdzić swoich córek. Udowodniła to niedawno, wysyłając pismo przedsądowe do Doroty Wróblewskiej. Właścicielka domu mody Forget Me Not ośmieliła się skrytykować odważną kreację Wiktorii Grycan. Na jednej z celebryckich imprez nastolatka pojawiła się w skąpym, skórzanym kostiumie, bardzo krótkiej spódniczce i niebotycznych obcasach, podwyższonych jeszcze koturnami.

„Czy dziewczyna, która ma 16 lat, powinna mieć styl? Makijaż, wyzywające buty, pomalowane usta, mocno podkreślone oczy? Miałam wrażenie, że 16-latka ma 28 lat" – napisała znawczyni mody na blogu. – Powiedziałam głośno to, co myślą wszyscy. I chyba poszło o to, że wypowiedź nie była w aplauzie. Na szczęście blog, który prowadzę od dwóch lat, jest wyłącznie mój. Mam pełną wolność wypowiedzi i zamierzam z niej korzystać – zaznacza Dorota Wróblewska.

Już nieraz na blogu iskrzyło, ale w styczniu jednym niewinnym zdaniem Wróblewska uruchomiła istną lawinę komentarzy. Pisali starzy i młodzi, wierni czytelnicy i przypadkowi goście: że to, co robi Grycan, to wstyd. Jak można pozwalać na takie fanaberie 16-letniej córce i jeszcze wystawiać ją na widok publiczny?!

„Kinki" napisała: „Masz tyle lat, na ile wyglądasz, widać Grycanka chce mieć więcej... Odmieni jej się za 20 lat. PS Otyłość też postarza, nie wspominając o dziwkarskim looku", a „MarK" dodała: „Typowa galerianka".

To te dwa komentarze musiały zaboleć Grycanki bardziej niż wyważone słowa Doroty Wróblewskiej. W piśmie przedsądowym adwokat Marty Grycan kazał je bowiem usunąć ze strony, uściślając, że Wiktoria ma lat 15. Dorota Wróblewska przychyliła się do jego prośby. – Zrobiłam to, bo rozumiem uczucia matki. Nie rozumiem tylko, dlaczego pani Grycan zwraca się do mnie przez adwokata. Czuję się wykorzystana jako narzędzie PR. Jestem przekonana, że gdyby pani Grycan zależało, żebym usunęła wpis, po prostu by do mnie zadzwoniła. A tak przyciągnęła uwagę mediów – kwituje Dorota Wróblewska.

Grycan, czyli kto?

I pewnie ma rację. Warszawski salon przyznaje, że PR pani Grycan ma wyjątkowo skuteczny. Kiedy inni się pieklą, ona tylko łagodnie się uśmiecha, stwarzając wrażenie, jakby cały ten szum medialny w ogóle jej nie dotyczył. Telefonów od dziennikarzy nie odbiera. Scedowała je na Marthę Tarnowską, byłą menedżerkę Dody, którą zatrudniła w grudniu. Dlatego nie mamy szans spytać Martę Grycan o aferę blogową, drogę zawodową i plany.

Martha Tarnowska umawia nas ponad tydzień. Wola jest, ale za każdym razem coś wypada. Marta jest zajęta kolejną sesją, wywiadem, występem w telewizji. Już jesteśmy umówieni, przygotowujemy się do sesji, ale na dwie godziny przed spotkaniem dostajemy SMS, że nic z tego. Przekładamy je na inny dzień. Jednak w drodze na spotkanie znów słyszymy, że i tym razem nici. Właściwie do marca, bo kontrakt z pewnym kolorowym dwutygodnikiem zobowiązuje Martę do wyłączności. Jej wypowiedzi nie mogą ukazać się w innej gazecie, dopóki dwutygodnik nie zniknie z półek. Ale potem – „obiecujemy pani najświeższe newsy".

Na próżno tłumaczymy, że newsy „Sukcesowi" niepotrzebne. Ale Martha Tarnowska woli dmuchać na zimne i na wszelki wypadek nie pozwoli klientce wypowiedzieć się na tematy tak trudne jak jej dzieciństwo, matura i spotkanie młodego dziedzica lodziarskiej fortuny. Podobnie jak wielu dziennikarzy my też musimy skorzystać z ponad 12-minutowego wywiadu, jakiego Marta Grycan udzieliła naczelnej portalu Plejada Ewie Wojciechowskiej.

Polska Dita von Teese pochodzi z nowośląskiego Głogowa. Dorastając w rodzinie lekarskiej, swój los wiązała z medycyną. Marzyła o chirurgii plastycznej, ale po pierwszym roku musiała zrezygnować ze studiów. Powód? „Mąż (wówczas przyszły – przyp. red.) powiedział, że nie wyobraża sobie żony na dyżurach". A przecież rodzina jest najważniejsza. Marta miała zaspokoić swoje ambicje akademickie, kończąc marketing i zarządzanie. Zamiast nowej metody chirurgicznej dała światu trzy córki oraz cukiernię.

W życiu rodzinnym jest spełniona. Swoje wykształcenie wykorzystuje, współprowadząc z mężem cukiernie. Potem przejmuje jedną z nich, dodając od siebie „trochę serca i kobiecej ręki". Realizuje się też w kuchni, wydając okazałe przyjęcia dla licznych przyjaciół. Ma do tego zmysł i talent, a przy tym czerpie autentyczną przyjemność z pochwał swoich gości.

Ostatnio pochwały coraz częściej należą się Wiktorii, bohaterce afery przedsądowej. Przyszła modelka coraz chętniej wyręcza mamę w komponowaniu i przystrajaniu potraw. Z trzech córek to najprędzej ona przejmie po mamie kulinarną pałeczkę. Najmłodsza Gabrysia nie przejawia jeszcze talentu do gotowania, a 18-letnia Weronika oddaje się językom i tańcowi nowoczesnemu. Choć zdarza jej się bywać z mamą i siostrą na salonach, nie ciągnie jej do obiektywu tak jak średniej siostry. Nieśmiało uśmiechnięta, usiłuje schować się za mamę.

Wiktorię wyróżniają splecione po murzyńsku warkoczyki z jasnych włosów. Może nieśmiałość pokona na studiach aktorskich, które chciałaby zrobić za granicą? Z rodzeństwa to ona najbardziej wdała się w tatę. Adam Grycan, który wcześniej pokazywał się na salonach w towarzystwie żony albo – jak szepczą najzłośliwsi – pokazywał ją na salonach, kierował cukiernią i pomagał rodzicom w kierowaniu rodzinną firmą, która produkuje ulubione lody wielu Polaków – kaloryczne, ale za to śmietankowe, z prawdziwą czekoladą, bakaliami i kawałkami owoców.

Lodowy ton

Działalność cukiernicza kogokolwiek z nazwiskiem Grycan już zawsze będzie kojarzyła się w Polsce z lodami. Dlatego po kontakt do Marty pierwszy raz dzwonimy do siedziby Grycana w podwarszawskiej Wiązownie. Miły głos lodowacieje: „Marta Grycan nie pracuje w naszej firmie. To tylko zbieżność nazwisk" – trzask słuchawki. Najwyraźniej teść odcina się od działalności synowej.

Prof. Maciej Mrozowski, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, nie dziwi się takiej strategii właściciela lodowego imperium. Rozgłos wokół Marty Grycan może przenieść się na firmę jej teścia. Pytanie tylko, czy na pewno życzyłby sobie występowania w takim kontekście. – Media są niebezpieczną machiną. Jeśli ktoś nie jest wystarczająco silny psychicznie i wyrazisty, przerabiają go na papkę, a potem niszczą. Ukochaną gwiazdę konsumują jako gwiazdę upadłą, czasem bardzo długo i z wielkim upodobaniem, a taki wizerunek nie pomaga nikomu i niczemu, szczególnie dbającej o wizerunek firmie gastronomicznej – mówi prof. Mrozowski. I dodaje, że celebryta to tworzywo dla show-biznesu. – Jeśli Marta Grycan nie będzie miała mu do zaproponowania czegoś niszowego, zginie, zgodnie z teorią Darwina – twierdzi prof. Mrozowski.

Na razie zbyt często porównuje się ją do Magdy Gessler, równie apetycznej i kochającej pastele, ale obdarzonej charakterem mocniejszym niż sam Napoleon. Bezkompromisowej i wyrazistej jak lubiana przez nią czerwień. Może chociaż z tego podobieństwa dałoby się ukręcić coś wystrzałowego? Pasjonujące polemiki w gwiazdorskich pismach i na celebryckich portalach? Nic z tego! Magda Gessler jest dla Marty Grycan powierniczką. Panie się przyjaźnią, a Magda chętnie doradza mniej doświadczonej Marcie. Nie ma też mowy o kopiowaniu! Cukiernia rudej M.G. różni się przecież od cukierni blond M.G. Pierwszy lokal Grycanki mieści się w niezbyt prestiżowym punkcie miasta, na granicy Śródmieścia i Woli, tuż za zagłębiem sukni ślubnych i sex-shopów. Logo Marta Grycan odcina się na tle pobielonej elewacji.

Chwytamy za odrapaną rączkę lokalu „urządzonego w klimacie cukierni wiedeńskich". Na półkach bezowe łakocie, za ladą nie ma nikogo. W powietrzu zapach cukierniczego tłuszczu. Wokół pastele i manekin w sukience z ciastek, rodem z dziewczęcych marzeń o różu. Nawiązania do Gesslerowskich restauracji w centrum Warszawy są widoczne.

Podobne są ciastka – wielkie, apetyczne, ładnie podane. Równie imponujące są torty i tak lubiane przez Magdę Gessler bezy. Podobno wszystko na prawdziwym maśle. Można się napić nie tak znowu drogiej kawy. Nie można płacić kartą. Ekspedientka pakuje napoleonkę z wiśniami w brązowy kartonik ze złotym logo. Niechętnie odpowiada na pytania. Tak, kiedyś cukiernię prowadził kto inny. Marta Grycan jest właścicielką od sześciu lat. Lody Grycana sprzedają, ale dziś są tylko orzechowe.

Nie całkiem jak u siostry polityka Piotra Ikonowicza, malarki i byłej bratowej restauratora Adama Gesslera. Tam kelnerki w wykrochmalonych fartuszkach kłaniają się klientom w pas i z wdziękiem kroją śmietanowe torty ozdobione świeżymi figami, truskawkami, kiwi. W powietrzu unosi się intensywny zapach świeżego ciasta i ciętych lilii. Ale może Martę Grycan wyróżniać będzie właśnie względna oszczędność stylu? W końcu ona też ma mieć swój kulinarny telewizyjny show. Nakręciła już nawet pilotowy odcinek, ale od roku leży na dnie szuflady. Do tej pory nie było zainteresowania, ale teraz...

Marta i jej agentka nie potwierdzają, ale do mediów regularnie przeciekają plotki o nowym programie.

Adam Gessler, legendarny stołeczny restaurator, właściciel Przekąsek Zakąsek, czy U Kucharzy, znany z programu „Wściekłe gary" i procesów z władzami Warszawy, już dziś deklaruje, że jeśli show Marty Grycan powstanie, to nie obejrzy ani jednego odcinka. Również ze względu na zapatrzenie autorki w jego byłą bratową, z którą od lat są w konflikcie. – Magda zrobiła ludziom krzywdę, ubierając kuchnię w pozory, odzierając ją z tego, co w niej najważniejsze, a więc z autentyczności, świeżości produktów i smaku. Zamiast tego u niej liczą się zewnętrzność, kolor serwetki, wymyślne nazwy. A teraz ta szkoła pozoru, miałkości znajduje zwolenników. Mój system wartości nie pozwala mi się na to godzić – mówi Adam Gessler. Równie ostro krytykuje Martę Grycan. Straciła w jego oczach, kiedy opublikowano zdjęcia jej córki. Również te w „Viva Moda", gdzie 15-latka pozuje owinięta zaledwie w kawałek materiału. – Co za matka pozwala córce na tak odważne kreacje i wystawia ją na obiektywy fotografów? – pyta, dołączając do chóru oburzonych strojem Wiktorii.

Ubrana w pozory

W telewizyjnym świecie nie wróżą kulinarnemu show Marty Grycan długiego żywota. Jej pozycja cukierniczki nie jest jeszcze stabilna, ludzie nie nauczyli się cenić jej – naprawdę pysznych – rurek z kremem budyniowym czy babeczki szarlotki z czapeczką z bezy. – Poza tym jest mało wyrazista. Jak beza Pavlova jest słodka, ale mdła, i dlatego szybko się przejada. Lepiej wygląda, niż mówi – przekonuje scenarzysta jednego z programów kulinarnych. Nie wypowie się pod nazwiskiem, bo nie ma czasu – jak mówi – na otwieranie pism przedsądowych. Zresztą, a nuż Marta Grycan z pomysłem programu przyjdzie do niego? Pieniądze zawsze się przydadzą, nie pogardzi.

O programie na razie cicho, o książce wiadomo, że będzie nosiła tytuł „Marta na obcasach", ale o Grycankach i tak jest coraz głośniej. Na blogu Doroty Wróblewskiej pod ich tematem wciąż przybywa komentarzy, a jeśli przestanie, adwokat Marty Grycan znów ruszy do ataku. Ostatnio w kolejnym piśmie wezwał Wróblewską do usunięcia z bloga treści jego pisma, bo narusza to tajemnicę korespondencji. Nie odpuszcza też Pudelek – pierwszy, który porównał Grycanki do Kardashianek. O dziedziczkach lodowej fortuny pisze częściej niż o Dodzie: a to, że Marta wygryzie jednak Magdę Gessler, a to, że według projektanta mody Dawida Wolińskiego jest niczym wielbicielka burleski Dita von Teese. Odnotowuje, że polski trener celebrytów z Hollywood Witold Szmońda uważa, iż Marta Grycan „jest bardzo sexy". Cytuje też Michała Piroga, który na swoim profilu na Facebooku zamieszcza dowcip: „Pytanie do nowej polskiej gwiazdy: Czym się pani zajmuje, co pani robi? Ja bywam, a mój mąż robi lody".

Show-biznes zaczyna jednak wkręcać także starsze córki cukierniczki. Dziennikarze z lubością cytują Wiktorię, która w „Dzień Dobry TVN" wyznaje, że chciałaby łamać stereotypy dotyczące wagi i ośmielać dziewczyny o pulchniejszych kształtach do wyjścia na wybiegi. Nic dziwnego, wychowuje ją osoba, która uważa, że „szczupłe osoby są wiecznie nieszczęśliwe".

Na razie prof. Mrozowski radzi Marcie Grycan rozwagę w kontaktach z mediami i otaczanie się specjalistami od wizerunku. Jest pewien, że o polskich Kardashiankach powstanie na jego wydziale niejedna praca magisterska.

Pozostało 100% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali