Wszystko jest grą

Pierwsze pokolenie dzieci wychowanych na grach komputerowych dorosło. wychowuje już kolejne pokolenia. i okazuje się, że nasze przyzwyczajenia z gier są tak silne, że można je skutecznie wykorzystać do walki o klienta. Jest już nawet na to specjalna nazwa – Grywalizacja

Publikacja: 28.07.2012 01:01

Wszystko jest grą

Foto: Sukces, Agata Dudek

Red

Artykuł pochodzi

z miesięcznika "Sukces"

Gratulujemy, Towarzyszu! – krzyczy do mnie napis z ekranu monitora. Właśnie skończyłem strategiczną grę internetową. Udało mi się odnieść sukces, kierując żołnierzami Armii Czerwonej w starciu z pancernymi zagonami nazistów w czasie II wojny światowej. To była trudna misja, dlatego twórcy gry postanowili uhonorować mnie tytułem Towarzysza. To jedno z „osiągnięć" dostępnych w tej grze. Zanim minął wieczór, miałem na moim koncie jeszcze kilka, m.in.: Szczęśliwy Skurczybyk (za zniszczenie całej jednostki przeciwnika w pojedynczym ataku) oraz Byłem Tam (za rozegranie misji symulującej lądowanie aliantów na plaży Omaha w czerwcu 1944 r.). Czy gra byłaby równie wciągająca, gdyby nie nagradzała mnie za wybitne osiągnięcia?

Nie! – twierdzą fani (lub raczej: wyznawcy) grywalizacji w internecie. – Tak! – odpowiadają sceptycy, którzy w grywalizacji nie widzą niczego nowego i podkreślają, że wykorzystuje ona marketingowe chwyty znane jeszcze z czasów przedinternetowych.

Wielka wygrana

Najprościej rzecz ujmując, w grywalizacji chodzi o wykorzystanie technik znanych z gier – głównie komputerowych, ale także planszowych – do promowania aktywnych użytkowników stron internetowych. Internauci za wykonywanie konkretnych czynności na stronie internetowej (chociażby za samo zalogowanie się) dostają nagrody i rywalizują z innymi użytkownikami danej strony o to, kto tych nagród (bądź punktów, osiągnięć, tytułów) zgromadzi więcej.

Moda na grywalizację wybuchła w połowie 2010 r., gdy mechanizmem zainteresowały się fundusze inwestujące w przedsięwzięcia internetowe, węsząc w nich żyłę złota. Nowo powstające firmy internetowe zaczęły się chwalić, że ich strona/oprogramowanie/rozwiązanie zawiera elementy grywalizacji. Niemal natychmiast zaczęły też pączkować firmy dostarczające narzędzia do grywalizacji, które można wykorzystać na stronie internetowej. Wszystko po to, by przywiązać na dłużej użytkowników. By użytkownicy – nawet jeśli treść strony zaczyna ich mniej interesować – wchodzili na nią dla samego zdobywania punktów. Dzięki nim będą wspinali się po drabince najbardziej aktywnych użytkowników.

Po co wiązać użytkownika z daną stroną? Odpowiedź prosta: dla pieniędzy. – Internauta, który ma poczucie, że obcowanie z daną stroną www sprawia mu przyjemność, bo jest wynagradzany za aktywność, chętniej do niej wraca, robi zakupy na takiej stronie czy poleca innym – mówią marketingowcy. – Tym bardziej że już za sam akt zwerbowania nowych użytkowników czeka go nagroda.

Tylko że – zdaniem sceptyków – takie mechanizmy stosowało wiele stron internetowych, zanim jeszcze ukuto na to mądry termin. Przykład? Fora internetowe, które nadają odpowiednie rangi (niczym w wojsku) użytkownikom, którzy dużo piszą. Mogą oni też dostać nagrody od współużytkowników forum, np. w postaci punktów reputacji, które oznaczają, że dany internauta zamieszcza wartościowe komentarze. Im więcej ma punktów, tym większą estymą cieszy się na forum, staje się liderem opinii: jego rekomendacje produktów czy recenzje np. filmów dla innych czytelników mają większą wiarygodność niż forumowiczów o niskiej randze.

Maszeruj albo giń

Narzędzia do grywalizacji są dostępne właściwie dla każdego właściciela strony internetowej. Wystarczy nawiązać kontakt z jedną z firm (jedną z pierwszych, które używały tego hasła, był BigDoor.com), które oferują takie rozwiązania. Często za darmo. Kolejny krok to instalacja odpowiedniego kodu i... właściwie gotowe.

Od tego momentu każdy zarejestrowany użytkownik strony dostaje punkty i odznaki – tzw. badge – za aktywność. Roześle link do strony? Dostaje punkty za bycie apostołem tej nowej religii. Jego znajomi wejdą na stronę poprzez rozesłane linki? Dostaje punkty za wpływy. Będzie często logował się na stronie? Dostaje punkty za wierność. I może porównywać się z innymi użytkownikami, jak wysoko w hierarchii zaszedł.

I znów pytanie: po co? Niektóre strony oferują użytkownikom z czołówek rankingu prawdziwe, całkiem realne nagrody – zniżki, sprzęt elektroniczny. Są też nagrody wirtualne, ale ekskluzywne, jak dostęp do funkcji strony ukrytych przed innymi, mniej wiernymi użytkownikami.

System punktowania jest żywcem wyjęty z gier komputerowych, w których gracze całkowicie świadomie dążą do osiągnięcia jak najlepszego wyniku. Jak w tej grze strategicznej: gdzie nagradzane są nie tylko specjalne osiągnięcia, ale także wykonanie danej misji lepiej niż inni gracze. Wszystko to jest denominowane w punktach doświadczenia, które przekładają się na naszą rangę w grze: od początkującego kadeta możemy dochrapać się generała. Pod warunkiem że z sukcesem i lepiej niż ogół poradzimy sobie z kolejnymi misjami.

Spal CV, siadaj do gry

Grywalizacja może mieć też bardzo praktyczne zastosowanie, wybiegające daleko poza czysty hedonizm.

W serwisie Guild.com, który pośredniczy w poszukiwaniu pracowników głównie z branż technologicznych, po zarejestrowaniu się internauta tworzy swój profil, wpisuje zainteresowania, umiejętności etc. Niektóre z nich można też od razu w sieci przetestować, jak choćby zrobić sprawdzian ze znajomości angielskiego. Ale w Guild to dopiero początek... zabawy. Niemal codziennie serwis oferuje konkursy z cennymi nagrodami, które sponsorują potencjalni pracodawcy (a są to topowe spółki technologiczne świata). Konkursy polegają na rozwiązaniu na czas różnych zadań. Ale nie proste quizy typu „Jak nazywa się stolica Peru?". Trzeba rozwiązywać zadania np. z programowania, matematyki, logicznego myślenia. – To znacznie lepsze niż rozmowa kwalifikacyjna. Na rozmowie kandydat może oszukiwać, że umie programować w php, a w Guild po prostu rywalizuje z innymi o zdobycie nagrody, pokazując swoje umiejętności w programowaniu – komentuje zalety serwisu specjalista od rekrutacji jednej z dużych firm technologicznych. – My to widzimy i możemy złożyć mu ofertę pracy, wiedząc, czy jest naprawdę tak dobry, jak deklaruje w CV.

Niektórzy fanatycy grywalizacji podkreślają: nadchodzą czasy, że ludzie w CV będą sobie wpisywać osiągnięcia z gier internetowych. Jeden z nich mówił prestiżowemu dziennikowi „Wall Street Journal", że nie zdziwiłby się, widząc w CV kandydata informacje, że przez np. dwa lata kierował gildią w superpopularnej grze typu MMORPG „World of Warcraft": – Granie w „WOW" wymaga czasu. A zdobycie tytułu szefa gildii wymaga bardzo dużo czasu. Co z tego wynika? W gildiach zrzeszeni są inni gracze, często kilkudziesięciu lub więcej. Jeśli ten człowiek potrafił kierować gildią, a to znaczy: wyznaczać zadania innym i egzekwować ich wykonanie, negocjować sojusze i prowadzić wojny z innymi gildiami, to znaczy, że ma zadatki na świetnego menedżera. Jest pracowity, zaangażowany i ma talent do kierowania ludźmi – tłumaczy.

Pan nie wie, że pan gra

Wiele serwisów internetowych stosuje triki grywalizacyjne, choć próżno tam szukać o tym wzmianki. Ot, korzystasz, zdobywasz punkty. Lub coś, na czym naprawdę ci zależy.

Przykładem jest platforma Twiends.com.

Z pozoru miejsce, gdzie spotykają się użytkownicy Twittera o podobnych zainteresowaniach. Wystarczy wpisać, że interesujemy się motoryzacją, i już wyświetla nam się lista osób z całego świata, które też pasjonują się samochodami. Dodajemy takie osoby do śledzonych na Twitterze i sprawa załatwiona – od teraz będą nam się wyświetlały ich wiadomości. Dla poprawy nastroju dostajemy też punkty. Zaraz... punkty? Po co? Każdy użytkownik Twiends wyznacza liczbę punktów, które dostanie inny użytkownik, który doda go do obserwowanych. To działa jak wirus. Bo wraz z pojawieniem się punktów na koncie użytkownik staje się atrakcyjnym celem dla innych, którzy chętnie dodadzą go do obserwowanych za część posiadanych przez niego punktów. Te zaś kolejnemu użytkownikowi pozwolą zwabić następnych, by tym razem kliknęli na jego profil.

I znowu: po co?

Żeby to zrozumieć, trzeba wiedzieć o jednej rzeczy: wielu osobom zależy, by śledziło ich jak najwięcej użytkowników Twittera. Czy to z przyczyn finansowych (jak sprzedaż tweetów, za które reklamodawcy płacą tym więcej, im większą dana osoba ma publiczność), czy z czystej chęci dotarcia ze swoim przekazem do jak największej liczby osób. Twitter jednak karze osoby, które zbyt natarczywie dodają do obserwowanych osoby nieznane w nadziei, że one zrewanżują się tym samym (lub wręcz je kupują, podobnie jak kupuje się fanów na Facebooku).

Twiends w pewnym sensie legalizuje kupowanie obserwatorów. A dlaczego mówimy o kupowaniu? Bo pula punktów szybko się wyczerpuje i jeśli chcemy szybko podbić sobie liczbę obserwatorów, możemy te punkty dokupić (za bardzo prawdziwe dolary) od serwisu Twiends.

Pisanie się opłaca

Dziel się z innymi swoją wiedzą, a zostaniesz za to nagrodzony. Gotówką. Tak można streścić filozofię działania serwisów, w których internauci piszą artykuły na tematy, które ich pasjonują. Albo mogą się komuś przydać, albo mogą się dobrze... sprzedać.

Jednym z takich serwisów jest Squidoo. Działa w sposób banalnie prosty. Hodujesz sukulenty? Zrób stronę www o tym, jak wyhodować w domu kaktusa. Nie potrafisz budować stron internetowych? Squidoo zrobi to za ciebie: pokaże, gdzie i jak dodać zdjęcie, jak sformatować tekst, jak dodać linki do interesujących książek o kaktusach. Wszystko za darmo. Bylebyś tylko zrobił to w serwisie Squidoo. Bo Squidoo zarabia na reklamach wyświetlanych na takich stronach. A ma ich już setki tysięcy i w niektórych tematach dominują wyniki wyszukiwań przez Google. Czyli dzielisz się swoją wiedzą, a ktoś na tym zarabia? Jesteś frajerem czy wręcz przeciwnie?

Squidoo dzieli się z autorami najlepszych stron zyskami. Wszystko, co musisz zrobić, to dbać, by twoja strona była aktualna i atrakcyjna. Resztą zajmie się Squidoo. Czytaj: napędzi ci czytelników. Na początek – autorów innych stron.

Zrobi to, przyznając innym użytkownikom punkty za to, że polubią twoją stronę o sukulentach. Punkty, w odpowiedniej ilości, awansują go na wyższy poziom w hierarchii autorów. To zaś pozwoli mu np. zakładać więcej stron na Squidoo czy nominować te najlepsze do nagród specjalnych. Nagrodą może być np. wyświetlenie strony o kaktusach na głównej stronie portalu Squidoo. To zaś przekłada się na ruch. A ruch – na procent, jaki serwis odpali ci ze sprzedaży reklam...

W realu też

Grywalizacja wychodzi jednak także poza sieć. Niedawno np. Toyota zaoferowała amatorom terenowego modelu RAV4 z Belgii zabawę. Poprzez specjalną aplikację na telefon komórkowy muszą się logować w jak najbardziej "ekstremalnych" miejscach. Klienci z żyłką łowców przygód zdobywają dzięki logowaniom punkty, które uprawniają do zniżki przy zakupie auta. Najlepsi mogą liczyć nawet na 5 tys. euro opustu.

To zresztą nie pierwszy grywalizacyjny trik w planach tego producenta aut. Planuje on bowiem wprowadzenie aplikacji połączonej z kontem na Facebooku, która ma promować oszczędną jazdę. Kierowcy wyruszającemu w trasę, np. z Krakowa do Warszawy, pokaże, ile paliwa na tym odcinku zużyli jego znajomi. I zapyta, czy potrafi pojechać oszczędniej.

Grywalizacyjną zabawę dla biegaczy amatorów wymyśliły też Apple i Nike. Specjalna przystawka do iPoda i butów Nike analizuje, ile przebiegliśmy kilometrów i w jakim tempie. Potem dzieli się tymi informacjami ze znajomymi biegacza na Facebooku.

Na jeszcze inny sposób wykorzystania grywalizacji wpadła US Navy. Na specjalnie stworzonej platformie do gry (przypominającej World od Warcraft, ale umiejscowionej w Afryce w czasach współczesnych) tysiąc cywilów, zapalonych graczy, ma wcielić się w role komandosów oraz somalijskich piratów. Zależnie od strony, po której będą walczyć, będą musieli chronić lub atakować szlaki komunikacyjne, dokonywać porwań statków lub odbijać zakładników. Ich taktykę i metody obserwować mają wojskowi, by znaleźć najlepszy sposób na zwalczanie prawdziwych piratów.

Artykuł został opublikowany

w miesięczniku "Sukces"

w czerwcu 2012 roku

Artykuł pochodzi

z miesięcznika "Sukces"

Pozostało 100% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla