Roman Stańczak, archetyp artysty przeklętego

Projektem „Lot” wygrał konkurs na wystawę w Pawilonie Polskim na 58. Biennale Sztuki w Wenecji. Roman Stańczak pozostaje jednak do dziś artystą zagadkowym.

Publikacja: 08.05.2022 21:00

Roman Stańczak, archetyp artysty przeklętego

Foto: Zachęta/mat.pras.

W warszawskiej Zachęcie otwarta została wystawa, na której prezentowany jest obiekt artysty, którzy wcześniej mogli oglądać widzowie w Wenecji.

Zrealizowany przez Annę Zakrzewską i Łukasza Rondudę dokument „Lot” będzie miał premierę na najbliższym Millenium Docs Against Gravity walcząc o nagrody. Pokazuje m.in. przygotowania artysty do prezentacji na Biennale, na którym Stańczak pokazał 15-metrowy odrzutowiec wywrócony na lewą stronę. „Nicowanie jest o nadziei” — wyjaśniał artysta w jednym z wywiadów. Oceniono, że obiekt jest m.in. rodzajem komentarza do transformacji ustrojowej i gospodarczej, jaką przeżywa świat.

Czytaj więcej

Teresa Tyszkiewicz: Uśmiech artystki

- Praca jest ważna, wpisuje się w interpretację także polityczną – oceniał rzeźbę Andrzej Przywara z Fundacji Galerii Foksal.

Zanim jednak samolot był gotowy do pokazania widzom, artysta na pytanie: dlaczego nicuje samolot? – odpowiedział, że „musi się spotkać z tą swoją emocją, a potem może dostanie odpowiedź”. W czasie przygotowywania obiektu korzystał jedynie z oryginalnych elementów samolotu – żadnych nie dokładał.

W 2016 roku Roman Stańczak (ur. 1969) był nominowany do „Paszportu Polityki”. To był czas, kiedy wracał po długiej nieobecności w świecie sztuki. Zniknął z niego w 1996 roku – dwa lata po błyskotliwym debiucie i dyplomie w pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego na warszawskiej ASP. Studiował razem z Katarzyną Kozyrą, Pawłem Althamerem, Arturem Żmijewskim – późniejszymi jak i on współtwórcami polskiej sztuki krytycznej lat 90.

Czytaj więcej

Rembrandt wrócił na trochę do Polski

- Wyczuwałem, że mam do czynienia z człowiekiem, który odbiega od przeciętności, standardowego studenta Akademii – wspomina w filmie prof. Grzegorz Kowalski.

- Miałem odczucia BHP-owca patrząc na jego działania – ocenia Artur Żmijewski performanse kolegi. - Myślałem: co ten gość wyprawia, zaraz będzie jakieś nieszczęście.

Na przytoczonych w dokumencie fragmentach performansów widać Stańczaka eksperymentującego na własnym nagim ciele – zanurzającego się w wypełnionej wodą wannie - aż do utraty tchu („Bez tytułu” 1994) czy owijającego się szczelnie splątanymi kablami elektrycznymi podłączonymi do przedłużaczy i gniazdek („Bez tytułu” 1994).

Zaledwie dwa lata po uzyskaniu dyplomu miał pierwszą wystawę indywidualną w CSW Zamku Ujazdowskim, wówczas bardzo prestiżowej instytucji. Pokazał tam przekształcone obiekty codziennego użytku. Było to „zmaganie z pustką życia wśród przedmiotów” – jak kurator prezentacji Marek Goździewski objaśniał na wernisażu.

- Wystawa robiła wrażenie – pamięta Andrzej Przywara. – To nie była jakaś sztuka udomowiona, lekka. Była tam pewnego rodzaju wściekłość, która towarzyszyła tamtym czasom.

- Nazwijmy to oskalpowaniem mebla, które później przejawiło się w przenicowaniu na drugą stronę czajnika, co było moim zdaniem wyrazem geniuszu, dociekania prawdy poprzez wywrócenie rzeczy na drugą stronę – dodaje Grzegorz Kowalski.

W tym samym roku, niedługo po otwarciu wystawy – Stańczak niespodziewanie zniknął nie tylko sprzed oczu widzów, ale i środowiska artystycznego swoich kolegów. Po latach opowiadają wstrzemięźliwie o niemal 20. latach jego nieobecności.

- W okresie upadku objawiał się jednak jako demon – dodaje Artur Żmijewski. – Ja nie potrafiłem nawiązać z nim kontaktu. Było to niemożliwe.

- Był na pewno archetypem artysty przeklętego, jak się znalazł w tej otchłani – uważa Grzegorz Kowalski. - Otchłań to synonim czyśćca, z którego można wyjść. Jest nadzieja jeszcze.

Kiedy w 2013 roku Althamer przypadkowo spotkał Stańczaka – ten zwierzył mu się, że rozmawia z aniołami. Wtedy Althamer zaprosił go do wykonania figury anioła dla Parku Rzeźby na Bródnie – tak stanął trzymetrowy drewniany pozłacany anioł na wysokim postumencie.

W tym samym roku nawiązała ze Stańczakiem współpracę warszawska Galeria Stereo – zaczął wracać. Artysta, choć jest obecny przed kamerą, nie sili się na żadne wyjaśnienia dotyczące jego zniknięcia, życia osobistego.

Uważnym widzom pozostają jednak tropy.

W warszawskiej Zachęcie otwarta została wystawa, na której prezentowany jest obiekt artysty, którzy wcześniej mogli oglądać widzowie w Wenecji.

Zrealizowany przez Annę Zakrzewską i Łukasza Rondudę dokument „Lot” będzie miał premierę na najbliższym Millenium Docs Against Gravity walcząc o nagrody. Pokazuje m.in. przygotowania artysty do prezentacji na Biennale, na którym Stańczak pokazał 15-metrowy odrzutowiec wywrócony na lewą stronę. „Nicowanie jest o nadziei” — wyjaśniał artysta w jednym z wywiadów. Oceniono, że obiekt jest m.in. rodzajem komentarza do transformacji ustrojowej i gospodarczej, jaką przeżywa świat.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV
Architektura
W Krakowie rozpoczęło się 8. Międzynarodowe Biennale Architektury Wnętrz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kultura
Zmarł Leszek Długosz